2008-12-29

Marzyciel

Skorpiony wybrały się z Tatą do sklepu. Przed sklepem Młodszy Skorpion Sztabowy spotkał „koleżankę”, która okazała się być jego ukochaną. Zrazu trzymając fason, w drodze powrotnej Młodszy rozmarzył się i jął snuć plany na przyszłość odległą.

- Chciałbym mieć już 30 lat. Miałbym żonę i dwóch synów. Jeden miałby na imię Marco, a drugi Spajk. Dawałbym im na śniadanie same słodycze, a żonie różę.

No przynajmniej żona linię utrzyma.

2008-12-17

Kiełbasa

Dziś rano, po odwiezieniu dzieci do szkoły, Rodzicielka – jak co drugi dzień – kopsnęła się do znanego dyskontu w celu zakupienia pieczywa, w postaci dwóch, dużych, pokrojonych chlebów wiejskich w cenie 2,79 PLN za sztukę. Chleb ten stanowi od jakiegoś czasu podstawę żywienia w naszej rodzinie i można go nazwać powszednim – w pełnym tego słowa znaczeniu.

Zakupiwszy chleb i zapłaciwszy należności, Rodzicielka podeszła do stoiska z wędlinami, ponieważ wędlina wraz z ogórkiem stanowi nieodłączny dodatek do podstawy żywieniowej rodziny. Tam oglądając mnogość asortymentu kątem oka dostrzegła Staruszkę. Była to bardzo leciwa kobiecinka, malutka i drobna, siwa jak gołąbek, ubrana w długi płaszcz i kapelusz. Od razu widać było, że to dama starej daty, ale bardziej z tych rubasznych, niż wyniosłych.

Staruszka przebierała i wybierała, kazała sobie pokazywać różne wędliny, zastanawiała się i za każdym razem wyrażała zdziwienie, że tak drogo… wywołując u ekspedientki zamiennie fale irytacji i zrezygnowania. I fale wesołości u Rodzicielki.

W końcu wybrała kilka plasterków jakiejś szynki, za którą i tak zapłaciła 10 PLN. Kiedy pakowała zakup do jednej z kilku foliówek, do stoiska podeszła inna kobieta. Staruszka widząc ją, jak się zastanawia podeszła, wskazała na jedną z kiełbas i powiedziała:

- Widziała pani… kiełbasa za 35 zł.

Kobieta uśmiechnęła się półgębkiem i odparła:
- Pfff… i droższe są.
- Droższa kiełbasa już być nie może?
- Są droższe. Bo to pani sprowadzane są kiełbasy. Z daleka.

Na to Staruszka z błyskiem w oku:
- Sprowadzane mówi pani... ale chyba nie z Chin.
 

2008-12-05

Ciastko z wróżbą

Ot wydawałoby się znany, choć nie z naszego podwórka, produkt spożywczy, zaopatrzony we wróżbę pochodzenia chińskiego. Jak zresztą wszystko inne.

Babcia będąc z wizytą w ulubionej instytucji, czyt. w banku, zaliczyła hojny gest urzędniczy, w postaci wspomnianego wyżej ciastka z wróżbą. Ba. Po znajomości chyba, otrzymała nie jedno, nie dwa, ale aż trzy ciastka z wróżbą, z których nadwyżkę postanowiła przeznaczyć dla wnuków.

Jakież było jej zdziwienie, kiedy w trakcie spożywania łakocia wróżby w środku nie znalazła. Ciastko natomiast było niedobre, za słodkie i „rosło w ustach”.

Kiedy przyszła do domu i wręczyła dzieciom podarki, stanęła oszołomiona widząc jak Skorpiony, sprawnym ruchem wyjmują ciasto z folii, przełamują je na pół i wydłubują ze środka karteczkę. Zaszokowana wydała z siebie okrzyk, po czym – widząc pytającego spojrzenia zgromadzonych – wyjawiła:

- Jak ta wróżba była w ciastku a nie w papierku, to znaczy, że ją zjadłam.

Nie każdemu znane chińskie zwyczaje.


2008-12-03

Wycieczka z dziadkiem

Dziadek potrzebował, żeby go podrzucić na Podgórną.To pojechaliśmy.

- No jedziemy wnuczka. Tam na Podgórną, powiem ci gdzie. Taki dom stoi. Czwarty od Piaskowy. Oooooo hohohohoooo!!! Tyn gość co tu idzie… heheheeeej Staszek!!!… widział mnie… widziałeś, rynke podniósł… Tyn gość to jest… czydziesty szósty… a jego brat… czydziesty dziewiąty… albo czterdziesty… a tam zaraz koło niego w Zawadzie, to mieszkał taki Gupi Bolek… tyn to lał wóde… Jezus Maria… i córke mioł… albo dwie… jedny było na imie Bożena, a drugi… chyba Wiesława… Ta Bożena to syna mioła opóźnionego, ale zdolny był jak skurczybyk… dobrze się uczył… ale zmarł. I Bożena też zmarła już. Ale Wiesia chyba żyje. Łona to będzie szyśdziesiąty siódmy… młoda kobita jeszcze. I chłopa dobrego miała… tylko dupa… nic załatwić nie umiał… ale robotny był to trzeba mu przyznać… raz pracował we warsztacie, a potem na nocke chodził… i jeszcze to potrafił coś robić na boku… porządny człowiek… łon tysz chyba nie żyje już, bo on starszy był łod niej… chyba ze dziesięć lat… a starszy ik syn jak do wojska poszedł to już go więcej nie widzieli… we więzieniu siedział i kradł… dzieci narobił i zwiał… szuja był… Ooooo tu się zatrzymaj ja wysiądę (środek ulicy), tam jest ten dom… a tam dalej mieszka Miasiakowa, łona tez już wdowa, a dzieci w Ameryce… i sama siedzi… na cmyntarzu jom widział… łona tysz będzie czydziesty drugi… a ja dwudziesty pierwszy przecież… No to dziękuuuuuuję!!! Żyjcie zdrowo!!!


Kto to dzisiaj tyle pamięta?

2008-12-02

Paionk

No co, no co, że nic na blogu. Nie ma kiedy pisać, kupa na głowie, dzieciarnia załapała jakąś wredną jelitówkę i rzygają po świeżutkich ścianach i podłogach.
(Bardzo organiczny post się robi.)

Na wierzchu całej góry problemów, znajduje się bardzo ciekawe (moje) spostrzeżenie. A mianowicie domek - jak to domek - od początku nie przyjmował nas do siebie z otwartymi ramionami (drzwiami, oknami), bo ciągle coś się sypało, psuło i ogólnie do dziś stan ten trwa nieprzerwanie.

Teraz okazuje się, że w tajnej komitywie z domkiem współpracują agenci-paionki, które dbają o to, aby hacjenda w dalszym ciągu wyglądała na niezamieszkałą oplatając ją od wewnątrz ciągle nową siatką pajęczyn. Co jedną z dymem puścimy, następnego dnia jest nowa.

W dodatku wkurzone faktem niszczenia ich ciężkiej roboty, agenci-paionki zaczynają coraz częściej wychylać ze brzydkie oblicza z kryjówek. A są wielkie, czarne i tłuste.



To jak? Kto wpadnie na Sylwka?



2008-11-13

Wymowny Skorpion

Zadanie z polskiego Adiego: Napisz opowiadanie o ulubionej rzeczy. Pamiętaj o wstępie, rozwinięciu i zakończeniu. Napisz dlaczego wybrałeś tą rzecz.

Starszy Skorpion Sztabowy napisał:
Moja ulubiona rzecz to Rower. Dostałem go od rodziców. Jest czerwony, ma napisy, licznik, latarka, światło, metal, guma, skóra. Lubie go.

No niedługo trzeba będzie jeszcze skóre i komóre.

2008-11-06

Zawiłości

Rodzicielka – po dłuższej rozmowie z Młodszym Skorpionem Sztabowym – tłumaczy mu dalej cierpliwie zawiłości ekonomiczno-prawne związane z kupnem wymarzonego domu.

R: … dlatego trzeba zapłacić różne podatki i haracze, i nie dość, że mamusia wydała pieniążki na domek to teraz musi dać jeszcze pieniążki pani z biura nieruchomości, panu notariuszowi, pani w sądzie i innym paniom w różnych urzędach i jeszcze temu panu od …

MSS: Moim zdaniem powinnaś się cieszyć, że oni wszyscy nie biorą napiwków.

Cieszę się. Amen.

2008-11-05

22 level

Młodszy Skorpion Sztabowy gra na komputerze, Rodzicielka sprząta w jego pokoju.

MSS: Jacie... mamo jeszcze jedna wątroba i przejdę na 22 lewel i będę mógł się ożenić!!!
R: Jak to?!?!
MSS: No tak... na 22-gim można... Tylko potrzebuje jeszcze tą jedną wątrobę... i kobiety oczywiście...
R: I co poprosisz ją o rękę?
MSS: Nie, no co ty... normalnie idę do niej, mówię, że się z nią żenie i już.
R: A ona nie musi się zgodzić?
MSS: Nie. Normalnie, jak się żenisz to kobieta już się nie może od ciebie oderwać.
R: A jak kobieta prosi pana o rękę, to on może odmówić.
MSS: Tak. Ale tylko jeden raz.
R:

2008-11-04

Żałoba

Zuzia, o której nigdy nic nie pisaliśmy na naszym blogu
zakończyła swój prawie 15-letni żywot.




Dziś o ok. godz. 16tej,
przeżywszy ... 15 lat,
odeszła od nas Zuzia,
papużka falista Babci i Dziadka.

Była bardzo chora
i wszyscy domownicy postanowili zakończyć jej cierpienia.
Za sprawą pana weterynarza, podążyła w stronę światła...
do swojego Kubusia (też papużki).

* 1993 - + 04.11.2008
R.I.P.

P.S. Zdjęcie nie przedstawia Zuzi, a jedynie papużkę o identycznym upierzeniu.
 

2008-11-03

Męskie problemy z blondynkami

Po tygodniu w nowej szkole.

MSS: Niektórzy uważają, że blod włosy to oznaka głupoty.
R: A ty co myślisz?
MSS: Zdecydowanie muszę ująć, że to prawda... bo widać jak się chichrają na korytarzu... (śmiech Dody - swobodna interpretacja) ... jakby mózg im wessało...

2008-10-31

Mini efekt motyla

Skutki wywrotowych zmian w naszym życiu widać jak na dłoni. Nowy dom jeszcze trzyma się fundamentów... ba jest ciepło (od wczoraj)... BA! JEST CIEPŁA WODA!!! No ale kosztowało nas to trochę... nerwów.

Skorpiony obserwują i nastawiają uszu, a potem po przetworzeniu informacji na własny system kodowy, rozsiewają radośnie dziwne komunikaty o tym co się dzieje w domu.
Np.:


Pani od matematyki do Starszego Skorpiona Sztabowego: 
Dlaczego nie przyniosłeś pieniążków za ćwiczenia.

SSS: Bo my proszę pani mamy kredyt i nie wiem czy w ogóle przyniosę.


* * *


Pan od ziemniaków: Czy chcą Państwo ziemniaki? Worek po ... zł.

Młodszy Skorpion Sztabowy: 
Nieeee, nie chcemyyyy ... właściwie to nasz dom wygląda jak jeden wielki ziemniak... to po co nam więcej ziemniaków...
 

2008-10-16

Edek

Wieczorem, około godziny 18:oo czasu zulu Rodzicielka wysyła Młodszego Skorpiona Sztabowego na misję bojową:

R: Kuba, idź do sklepu po mleko, bo wyszło.
MSS: Yyyyy... ale mamo... jest już ciemno...
R: No i co z tego, boisz się? Przecież mnóstwo ludzi na zewnątrz, a do sklepu dwa kroki.
(Tak naprawdę to 50 kroków)
MSS (powaga): Mamo, każde dziecko we Wsi wie, że jak robi się ciemno, to się zaczyna godzina Edzia.
R:
MSS: Edzio jest taki mały, w poszarpanym ubranku, z czapeczką na głowie, włosy ma jak sianko, jeden długi ząbek i jeden taki krótki.
R: (Rodzicielka skojarzyła o kogo chodzi) Hehehehehe  
MSS: Ale to nie wszystko, bo Edzio ma dużo braci. To są sami bliźniacy i jak idziesz wieczorem do sklepu po mleko, bo mama cię prosiła to wszystkie Edzie stoją, każdy w innym miejscu i tak się na ciebie patrzą i patrzą i patrzą...
R: Horror...
MSS: No... Edzio to wcielenie horroru...
R:  



Po chwili namysły Rodzicielka musi stwierdzić, 
że teoria o bliźniakach jak najbardziej pokrywa się z rzeczywistością.
Ten tu, porwany przez kosmitów i nasz Edzio... bliźniaki... nawet jednojajowe... 

2008-10-14

Coś mądrego

Rodzicielka rozmawia przez telefon.

Nagle do pokoju wbiega Starszy Skorpion i zaczyna wykrzykiwać jakąś odkrywczą myśl.
Rodzicielka daje mu gwałtowne znaki, żeby się uciszył i pokazuje telefon, przez który trajkocze babcia.

Starszy Skorpion staje więc w miejscu (zgodnie z zasadą nie podskakuj, jak masz myśl, bo ci wypadnie) i powtarza cicho to co miał powiedzieć.

Rodzicielka kończy rozmowę i pyta SSS co się stało i gdzie ta myśl.

Markotny odpowiada:

- Eeee... już nic... chciałem powiedzieć coś mądrego, ale jak to sobie powtarzałem w myślach to już nie było mądre.

2008-10-06

Mama modna

Młodszy Skorpion znalazł katalog Bon Prix Rodzicielki i przegląda go siedząc na tronie.
W pewnej chwili wybiega podekscytowany z ubikacji i pokazuje go bratu:

- Adi widziałeś jaka nasza mama jest modna…? Najmodniejsza chyba, bo patrz tu napisali jej imię i nazwisko na tej książce z ubraniami.

Potem wyraziwszy uznanie dla mamy, wraca na tron i przegląda dalej.

Po chwili mama słyszy zadumany głos Kuby dobiegający wciąż z tego samego miejsca:

- Tak myślałem, że teraz są modne bluzki w paski... i takie spodnie z guzikiem...



* * *


Po chwili: Mamo otuliłem kotka...




Jak ten kot to znosi cierpliwie.

2008-09-16

Dzień dobroci

U Młodszego Skorpiona Sztabowego czasem ni z gruszki ni z pietruszki odzywa się romantyczna dusza i wówczas wszelkimi środkami stara się okazać domownikom życzliwość, ciepło i miłość. Dosłownie przelewa mu się. A że Rodzicielka od jakichś ośmiu lat jest ulubionym obiektem westchnień Młodszego, ona też najczęściej obsypywana jest (w TE dni) czułościami i prezentami wszelakiej maści i rodzaju.

Zgodnie ze zwyczajem, 10ego bieżącego miesiąca Młodszy zaliczył „ciepły dzień”, który obfitował w liczne komplementy pod adresem domowników (np.: Tato już ci syry tak nie śmierdzom jak kiedyś. albo Adi ja się z tobą już godzę do końca życia.)

Koniec dnia zrodził refleksję nad swoim zachowaniem i głęboki wyrzut sumienia kazał młodzieńcowi wystosować list z niespodzianką pod adresem mamy. W związku z tym została ona obdarowana wygrzebanymi gdzieś puzzlami z Królewną Śnieżką, ogromnym pudłem (wciśniętym pod poduszkę) z misiem i breloczkiem oraz listem miłosnym. Bo jak go inaczej nazwać?

 

2008-08-23

Udany tydzień

Poniedziałek:
Kotlety z drobiu, puree ziemniaczane z koprem, sałatka z kapusty pekińskiej z sosem czosnkowym.

Wtorek:
Potrawka chińska z kawałkami kurczaka.

Środa:
Mięso gyros, ziemniaki, surówka z kiszonej kapusty na oliwie z oliwek z cebulką.

Czwartek:

Parówka i 1 jajko sadzone.

Komentarz dzieci: No mamo… wreszcie jakiś porządny obiadek.





PS. Pewnie grunt to odpowiedni arange.

2008-08-22

Na zapałkę

To zdjęcie już dawno miało być usunięte z bloga, pod groźbą i przysięgą. Ale jakoś nie mogę się z nim rozstać.

 
oj tam oj tam...

2008-08-13

Figa

Kot otrzymał imię Figa, ma 2 tygodnie, jest zdrowy i ma się dobrze.
A najlepiej w tatowej skarpecie.

Akcja ratunkowa

Uratowany, wyrwany z rąk oprawców, nakarmiony ze strzykawki, wymiziany na maksa sierota Maciuś vel Kriters vel Czaruś vel Żarłok vel Brzyyydal vel Niewiadomojak.


2008-08-12

Hana, Kołder i Szarik

Notka archiwalno-kronikarska.
Skorpiony podsłuchane podczas zabawy:

Kuba: To jest Wielki Hana!!! Jestem Wielki Hana!!! Aaaaa!!!!!!
Adi: A to jego wierny przyjaciel Szarik 102!!! Wrrrrr!!!!!!
K: Wielki Hana i jego wierny przyjaciel Szarik 102 zostali zaatakowani. Alarm! Alarm!
A: Iju!!! Iju!!! Iju!!! (odgłos syreny alarmowej)
K: Kim jesteś wrogu?!?! Ujawnij swe imię!!!
A: Jestem Strażnik Teksasu – KOŁDER ŁOKER!!! Aaaaaaaa!!!
K: Zaraz zginiesz… KOŁDERZE ŁOKERZE!!! Jesteś zły, a my jesteśmy DOBŹLI…!!!
A: Aaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
K: Aaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
A: Aaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
K: Nie ma… ty już nie żyjesz!!! Idziesz do szpitala!!!
A: NieEe, mam jeszcze drugie życie!!!
K: NieEe… nie ma tak… co niby że jesteś kotem, co??? Nie jesteś, jesteś człowiekiem i zginąłeś! Idź do szpitala!
A: Aaaaa Kołder Łoker nie mieści się do karetki!!!
K: Dobra, połóż ją obok tamtej żołnierki, niech go uleczy.
A: Niby jak?
K: Normalnie… bandaż i trochę ciepła.


* * *

Później.

A: Kubaaaa proszę pozwól mi wziąć twój karabin… proszeeeeeee…
K: Nie.
A: No proszeeeee pożycz…
K: Nie.
A: Ale proszę… proszę… ja ci pożyczałem…
K: Bracie, pożyczyłbym ci mój karabin, ale jakaś taka mała cząstka we mnie mówi mi "nie pożyczaj, bo zgubi albo zepsuje".
A:
K: Dobra weź.

Przypowieść o Samarytance

Wydarzenie poniżej opisane jest autentyczne i miało miejsce kilka lat temu. Tekst napisałam później i kisiłam go gdzieś na dysku, ale ponieważ nieśmiałość twórcza ustąpiła u mnie jakiś czas temu na rzecz połowicznego jeszcze, ale rozwijającego się szybko braku samokrytycyzmu, wrzucam na bloga.


* * *

Razu pewnego za górami, za lasami, za wsiami, za rzekami–smródkami, za stawami pełnymi leniwych ryb pływających do góry brzuchami, tam na samym końcu świata, we wsi Wsią jedynie zwać się mogącej, mieszkało ubogie małżeństwo, z dwójką dzieci i 10letnim kredytem na samochód. Już bez chomika, bo zdechł.

Była to para poczciwych ludzi, która raz na jakiś czas, w celu odchamienia tudzież z innych przyczyn, wsiadała wraz z pociechami do swojego Seata grafitowy metalik i podążała w kierunku cywilizacji. Jadąc mijali góry, lasy, wsie, rzeki–smródki, stawy i inne obiekty, ku naturze się chylące, detergentem nietknięte i we wszystkich biologicznych substancjach utytłane.

Z pieśnią na ustach rodzina podążała ku Wielkiemu Miastu, aby tam zachłysnąć się deficytową spaliną, strawić dzień w hipersupermarkecie i wydać miedziaki na wszelkie miejskie zbytki.

Co weekendowy wypad na łono metropolii śnił się im przez cały znojny tydzień i zaiste był nagrodą, na którą wszyscy czekali.

Tego dnia poczciwe małżeństwo wraz z dziatwą podążało stałą trasą w stronę Wielkiego Miasta, gdy nagle wypadając setką zza zakrętu z przerażeniem dojrzało na szosie rower. Leżał na środku, kołem jednym w niebiosa zwrócony i jedynie czujność męża dzielnego oraz dobre hamulce zapobiegły przejechaniu wehikułu przez Seata grafitowy metalik. Nagłym skrętem w lewo i nadludzkim wysiłkiem mąż dzielny zwrócił samochód na lewy pas jezdni, potem z piskiem opon wyhamował i zatrzymał się na poboczu. Tam otarł pot z czoła i zaklął po francusku.

Oczy wszystkich zwróciły się w stronę roweru, który w dalszym ciągu leżał na środku ulicy, a incydent nie zrobił na nim najmniejszego wrażenia.

Mąż dzielny i głowa rodziny, chcąc zapobiec katastrofie, która mogłaby się zdarzyć gdyby rower pozostał na szosie, odezwał się w te słowa do żony:

- Idź i weź ten rower zdejm z ulicy.

Niewiasta oszołomiona mądrością i troską męża o bliźniego, posłusznie wysiadła z auta i potruchtała w kierunku roweru. Po chwili wróciła i rzekła:

- Ty, tam jakiś gość leży.

Po czym wyszarpnęła z Seata grafitowy metalik swoją torebkę, z torebki wyszarpnęła telefon komórkowy, potem rzuciła torebkę mężowi na głowę i pobiegła na pomoc rannemu. Mąż ufając żonie bezdennie został w samochodzie, dając jej wolną rękę w kwestii wszelkiego działania.

Poczciwa kobieta podeszła do ciała leżącego w rowie i z niepokojem stwierdziła, że ciało się nie rusza i nie daje innych oznak życia. Zlękniona wyrwała telefon z pokrowca i wystukała numer na klawiaturze. Jakież było jej przerażenie, kiedy głos w słuchawce nie zapytał jej co się stało, tak żeby mogła ona nieprzerwanym potokiem słów opowiedzieć o tragedii we wsi.
Głos w słuchawce brzmiał:

- Nie ma takiego numeru… pik… nie ma takiego numeru… pik… nie ma…

Białogłowie ręce opadły i dech w piersi straciła. Mąż tkwił w samochodzie i kiedy bezradnie na niego patrzyła rysował sobie kółko na czole. Postanowiła jednak za wszelką cenę człowieka zabitego ratować. Podeszła więc bliżej i odsunęła kołnierz kurtki ofiary, aby sprawdzić puls. Ciało wtedy drgnęło i dobył się z niego jęk przeraźliwy i przeciągły. Człowiek uniósł się lekko i zaraz padł na ziemię z powrotem, brakiem sił i niemocą przedziwną powalony. W tym też samym momencie dał się odczuć wachlarz woni przedziwnej, przywodzącej na myśl zapach jakichś substancji biodynamicznych.

Niezrażona niewiasta kucnęła przy człowieku i spytała z troską:

- Żyjesz?

Ciało znowu drgnęło i zajęczało przeraźliwie. Po czym jęło się dźwigać z wysiłkiem i w końcu siadło ukazując twarz pobladłą, na której jedynie nos tkwił czerwony, sweter pokryty rzygami i spodnie brązowe, bawełniane, przypalane w kroku.
Kiedy ów mąż wzniósł się był do tej pozycji, niewiasta podjęła próbę nawiązania kontaktu:

- Potrącił pana ktoś? Samochód? Coś pana boli…

Na słowo boli człek wykrzywił twarz, chwycił się za żebro i począł jęczeć przeraźliwie:

- Oj boli boli boli boli… tu boli boli boli…

Żona struchlała i z wrażenia zbladła.

- Wezwać pogotowie? Wstanie pan?

Jedyną odpowiedzią na jej pełne troskliwości pytania było słowo: pić… pić…. Pobiegła więc białogłowa czym prędzej do auta, wyjęła z bagażnika butlę z wodą oligoceńską, lecz zatrzymana przez męża, który w szale obaw zażądał od żony zdania relacji z miejsca wypadku, stanęła przy drzwiach i jęła opowiadać z przejęciem o zajściu. Wtem wyczuła woń znajomą, a zaraz potem przy aucie pojawiła się ofiara wypadku.
Na ten widok kobieta krzyknęła:

- Wstał pan?!?!?! – i z niejakim trudem odmówiła sobie rzucenia się ocalonemu na szyję.

- Fstaem. – odkrzyknął człowiek – A so miaem leżeś?

- Ale leżał pan. – zakrzyknęła niewiasta.

- Jak leżaem, tak fstaem. – uciął ocalony.

Wtedy to kobieta podała mu butlę z wodą oligoceńską, aby ugasił pragnienie i ból żebra zagłuszył, a na to człek zapytał:

- A kupka nie masie???

Człowiek uratowan, zwleczon został wraz z wehikułem do rowu, gdzie spoczywał wcześniej i zaraz po odjechaniu Seata grafitowy metalik legł tam i zasnął snem leczniczym.

Dopiero w mieście, po ochłonięciu białogłowa zachodzić w głowę zaczęła, jakim to cudem numer alarmowy w dramatycznej sytuacji nie odpowiadał. Wszak przydać się on może w każdej chwili, a wówczas na zachodzenie w głowę może być za późno.

Okazało się, że białogłowa owa, w roztargnieniu i zdenerwowaniu wielkim, mając w pamięci wielkie akcje ratunkowe oglądane na amerykańskich filmach, zamiast numeru 112 wystukiwała na klawiaturze cyfry: najn łan łan, jak to czyni każde dziecko w USA.

Mąż zacny, kiedy to usłyszał zarżał potężnie, a potem dostał ataku śmiechu, co skończyło się dla niego kopnięciem w kostkę i czkawką. Ale później i niewiasta doceniła wagę doświadczenia owego i do dziś opowiada tą historię wszystkim dookoła.

2008-08-06

Krzciny

A było to tak.

Owego czasu córka siostry matki jej rodzonej Magdalena, przyszła do niej i prosiła ją aby została chrzestną matką jej nowo narodzonego dziecka. A była to córka, której dano na imię Joanna.

Usłyszawszy propozycję kobieta zafrasowała się, zadumała, w odrętwienie nawet małe popadła i nic nie odpowiedziała. Otrząsnąwszy się i przyszedłszy do siebie udała się na rozmowę do męża swego. Opowiedziała mu o wszystkim i spytała o radę, na co mąż - na podobieństwo żony swojej - popadł w odrętwienie i zadumę. Oczy wbiwszy w niebo, jakby pomocy anielskiej oczekując i usta otwarłszy, z których niebawem ślina na szaty kapać poczęła, myślał dłuższą chwilę. Kiedy już białogłowa nadzieję tracić poczęła na słowo jakieś sensowne z ust męża szlachetnych, ten nagle ocknął się i odrzekł niewieście:

- Ok.

Uradowała się tedy białogłowa i w rączych podskokach pobiegła do domu, szukać szaty stosownej oraz odzienia odświętnego dla potomstwa i męża swego.

Jeszcze tego dnia kiedy przy wieczerzy wszyscy zasiedli i spożywali ją w milczeniu, mąż niewiasty znów zamyślił się wielce i głęboko. Po czym ocknąwszy się z zamyślenia rzekł do niej:

- A prezent masz?

Na te słowa kobieta chwyciła się za głowę, zdarła zeń rąbek i łkać poczęła, a wszyscy zgromadzili się wokół niej i pytali co się stało. A ona wciąż łkając i gile rękawem ocierając wyjawiła im przyczynę swej rozpaczy.

- Nie mam prezentu! – zawołała – I nie wiem co kupić!

Na te słowa mąż odsunął się od niej i rzekł:

- Przestań panikować. Coś się kupi.

Na te słowa niewiasta uspokoiła się nieco i zjadła wieczerzę.

Po siedmiu dniach i siedmiu nocach, miotając się po targowiskach i śledząc aukcje na Allegro niewiasta odnalazła właściwy podarunek i zakupiła go za siedem tysięcy srebrników. I szczęśliwa była i Bogu dziękowała, że go kupiła.

Tedy przyszła na nią kolejna zgroza, bo oto córka siostry matki jej rodzonej Magdalena ponownie przyszła do niej i rzekła.

- Chrzestni muszą dostarczyć zaświadczenie ze swoich parafii i karteczkę, podpisaną przez księdza, że byli u spowiedzi.

Bladość na lica białogłowy wyszła i pot skroplił się na jej szlachetnym obliczu. Poszarzała na twarzy, a skronie rozsrebrzyła jej świeża siwizna. Kiedym to ja u spowiedzi ostatni raz była? – pomyślała i znowu za głowę się złapała, rąbek z głowy zdarła i zalała się łzami. A mąż jej kiwając się w fotelu rechotał cicho niczym gnom złośliwy.

Po siedmiu dniach pełnych udręki i siedmiu bezsennych nocach białogłowa zebrała resztki swej marnej odwagi i w pierwszy piątek miesiąca pobieżyła ku świątyni, potomstwo swoje komunijne wlokąc za sobą, w celu przyjęcia sakramentu pokuty i pojednania z Najwyższym. Tam bez problemu zaświadczenie i karteczkę do spowiedzi odebrała, po czym do świątyni trwożnie wstąpiła, przed ołtarzem krzyżem padła i rachunek sumienia zrobiła. A w piersi biła niczym w stary dywan, chcąc z nich strząsnąć wszelki grzech i niegodziwości, których się dopuściła. Umartwienie to niewiele dało, bo kapłan i tak za głowę się chwycił i łkał prawie zeznania słuchając, a rozgrzeszenia udzielając pokutę zadał straszliwą i bić się w piersi jeszcze więcej nakazał.

Dnia trzeciego, ósmego miesiąca tegoż roku mąż i białogłowa wraz z potomstwem swoim pospieszyli ku przybytkowi bożemu, gdzie o oznaczonej godzinie odbyć się miał rytuał. Byli tam już matka z dziecięciem i ojcem swoim oraz młodzian na ojca chrzestnego wyznaczon. Brakowało jedynie ojca tegoż dziecięcia, a Roberto mu było na imię. Kiedy przybył on i do świątyni wkroczył, powietrze wokół zgęstniało i świeżość swą utraciło, albowiem mąż ów już dnia poprzedniego rozpoczął świętowanie obrządku chrzcielnego i siarką jeszcze zionął. A matka dziecka jego nachyliwszy się do ucha jego rzekła mu: Kara za grzech nieumiarkowania w piciu dokona się tego wieczora. I trwać będzie… do odwołania.

Po nabożeństwie i odprawieniu obrządku, w czasie którego dziecina oficjalnie Joanną się stała – i nie bez oporów niewielkich z jej strony – z grzechu pierworodnego oczyszczona została, matka i ojciec wraz z dziecięciem i gośćmi udali się do miejsca gdzie mieszkali. Tam w jednej izbie do stołu zasiedli i ucztowali do zmierzchu.




A dziecina ta przecudnej urody i Joanna jej na imię.


Z powodu licznych i pozytywnych komentarzy muszę dodać, że do napisania tego tekstu zainspirował mnie post Przypowieść dokumentalna Wawrzyńca Pruskiego, który niezmiennie mnie natycha do twórczej aktywności.

2008-08-02

Powrót na bloga

Jako, że wakacje w pełni, pogoda - z przerwami – dopisuje, a wyjazd wakacyjny mamy jakby za sobą, Skorpiony Sztabowe mają raj – żyć nie umierać – haj lajf (jak to mówi tata). Haj lajf opiera się głównie na kompletnie nieograniczonym czasie wolnym i ograniczonych do minimum obowiązkach.

Prześledźmy przykładowy dzień Skorpionów.

10:30Pobudka.

10:3011:30Tarzanie się w piżamie po podłodze, zabawa żołnierzykami i innymi niedostrzegalnymi gołym okiem zabawkami, które choć ich nie widać znakomicie wbijają się w gołą stopę. Głównie Rodzicielki.

11:3012:45 – Pierwszy przykry obowiązek - śniadanie, w czasie którego jest bajka, zabawa pomidorem i zlizywanie soku ze stołu.

12:4516:00 – Zaczyna się procesja różnego rodzaju, znanych i nieznanych twarzy po mieszkaniu, przy czym okrzyk: „Mamo idę na dwór.” nie oznacza, że Skorpion poszedł gdziekolwiek, a może wręcz przeciwnie oznaczać, że siedzi z czternastoma kolegami przy komputerze.

W międzyczasie, ok. godz. 14:00 Skorpiony idą na wojnę, na którą zabierają wszelakiego rodzaju broń: miecze, karabiny, kaski, hełmy, tarcze, łopatki do piasku i łańcuchy z czaszkami (broń odstraszająca). Wojna polega na ganianiu się od krzaka do krzaka z głośnym okrzykiem (który nijak nie przypomina żadnego znanego matce okrzyku wojennego), „zabiciu” najczęściej jednego delikwenta, odmówieniu nad jego ciałem modlitwy i powrocie z wojenki do domu. Po picie.

16:0017:00 – Kolejny przykry obowiązek – obiad. Obiad trwa zwykle krócej niż śniadanie (może ze względu na wygłodzenie wojenne), nie trwa jednak tyle ile powinien trwać. Zaczyna się od słów: „Eeeeeeeeeeeeee :( znowuuuuu leeeeeczoooooo….” (czy też zamiennie co tam innego na talerzu spoczywa), potem w ciągu 50 minut zostaje spożyte jakieś 15% zawartości talerza, a kończy się liczeniem do trzech (raz… dwa… trzy…), w czasie którego zostaje spożyte pozostałe 85%.

17:00 0:30 – Czas mija na dowolnych zajęciach od najmniej produktywnego dłubania w nosie przy bajce, po karczowanie pobliskiego lasu. Kiedy zapada ciemność Skorpiony odświeżają sobie wszystkie obejrzane już x razy bajki na DVD (co wielce Rodzicielkę cieszy, bo w końcu stare konie znudziły się bajkami na kanale Mini mini), przy czym Młodszy Skorpion Sztabowy mógłby codziennie oglądać tą samą bajkę, natomiast Starszy – co się chwali – stawia na różnorodność.

Niestety rozluźnienie obyczajowe jakie nastąpiło w domu od momentu rozpoczęcia wakacji sprzyja wzmożeniu korzystania ze szkodliwego – jak wszyscy wiedzą – komputera. Co więcej – ku rozpaczy Rodzicielki – większość ze zdobytych ostatnimi czasy super-gier jest taka super, że daje się zainstalować jedynie na najnowszej generacji super mega giga zaje… fajnym komputerze Rodzicielki, natomiast nie „chodzi” na komputerze Skorpionów. Co za tym idzie pielgrzymki obu delikwentów wraz z towarzyszącą im świtą przewalają się już nie tylko przez przedpokój i oba pokoje Skorpionów (plus kuchnia, łazienka i wc), ale teraz również przez sypialnię mamy i taty, co staje się coraz bardziej męczące.

Ostatnio Rodzicielka – doprowadzona do ostateczności – postanowiła skończyć pielgrzymki do miejsca świętego i zakazała gry na komputerze swoim, który jako przeznaczony do pracy zarobkowej i nauki, w żaden sposób nie powinien być przedmiotem zabawy tuzina nieposkromionych, umorusanych, spoconych niedorostków z gilem pod nosem.

W odpowiedzi na swój zakaz Rodzicielka otrzymała dramatyczny apel od Młodszego Skorpiona Sztabowego, z którego mylnie wynika, że przebywa on od dłuższego czasu w zamknięciu, jest nękany i głodzony.

 

Apel został opłacony tygodniem kary na komputer.

2008-07-01

Ankieta

 


Na zdjęciu powyżej widnieje nagroda dla Młodszego Skorpiona Sztabowego 
za zbieranie pieniążków na SKO.


ANKIETA WŁAŚCIWA

Odpowiedz na pytanie - czy widoczna na fotce nagroda to:
a) skarbonka
b) nie skarbonka
c) wiem co, ale nie powiem


Szalona pilotka

Tata otrzymał w prezencie wymarzonego Auto Pilota i od kilku dni nie posiada się z radości. Programuje trasy nawet na drogach, które znamy, aby wypróbować nowy sprzęt i przyzwyczaić satelitę do naszej obecności na planecie.

Została ściągnięta aktualizacja, uzupełniono do pełna oprogramowanie i od dwóch dni głos miłego pana, towarzyszy nam ciągle i nieustannie, przy czym cała rodzina ochoczo wchodzi w dialog z głosem bijąc pokłony w podzięce za wskazanie właściwego kierunku lub krytykując wybór drogi, której fizycznie nie ma (co się zdarza).

Kiedy tylko głos… a może raczej Głos… milknie, Skorpiony wytężają szóste zmysły, aby przewidzieć kiedy znowu się odezwie lub namawiają go do większej aktywności.

Po ostatniej aktualizacji nastąpiła jednak pewna zmiana.

Dziś rano wsiadając do auta nikt nie był w stanie przewidzieć, że z Auto Pilota dobiegnie nas głos… kobiety. Z razu wszyscy – choć zdumieni – wykazali dobrą wolę dania szansy Nowej, która starała się jak mogła i jakby rzeczywiście gadała częściej niż poprzedni Głos.

Młodszy stwierdził nawet:

MSS: To baba… musi więcej gadać…

Po przejechaniu jednak jakichś 5 kilometrów, Nowa zaczęła szaleć. Na środku prostej drogi międzywioskowej żądała nagle ostrego skrętu w lewo, a w mieście co chwila przeliczała trasę, jakby sama nie wiedziała, w którym kierunku jechać.

Na miejscu okazało się, że dziwne zachowanie Nowej było spowodowane wprowadzeniem do jej pamięci tylko stacji końcowej, bez określenia stacji początkowej, czego biedaczka nie potrafiła w żaden sposób zasygnalizować, a my nie domyśliliśmy się.

Wykrycie tego błędu nie pomogło jednak Nowej. Wszyscy gremialnie i jeden przez drugiego orzekli, że ta kobieta nie nadaje się do pełnienia tak ważnej funkcji jak decydowanie o kierunku podróżowania naszej rodziny i w głosowaniu jawnym ustalili, że wracamy do poprzedniego przewodnika.
Nikt nie powstrzymał się od głosu.

2008-06-27

Nasza klasa

Zdarzenia dziś potoczyły się lawinowo.

A zaczęło się niewinnie… od wymiany kilku komentarzy na „naszej-klasie” z dwiema blond-Sikorkami, współtowarzyszkami niedoli Rodzicielki na studiach.

Wymiana zdań o rybach zapiekanych z serem, przetoczyła się na plany dalsze (bardziej mięsne) i skupiła na umieszczonych na nk zdjęciach niewątpliwej urody Skorpionów Sztabowych, którą to Sikorki jęły chwalić (tudzież od mężczyzn nie omieszkały im ubliżać, a Rodzicielkę od teściowej wyzywać). Dość powiedzieć, że przy końcu dnia podzieliły się zgodnie potomstwem Rodzicielki, a ją samą zobowiązały do niewolniczo-dożywotniego przyrządzania ryby z serem na wspólne obiadki.

Uchachana po pachy tą wymianą komentarzy Rodzicielka, nieopatrznie napomknęła wieczorem Skorpionom o dwóch Sikorkach starających się o ich względy (i moje… odnośnie nieszczęsnej ryby zapiekanej). Jakież było zdumienie Rodzicielki, kiedy Skorpiony – wykazując rzadko spotykaną zgodność i jednomyślność – podzieliły się Sikorkami (jak nie przymierzając one nimi), zażądały wyjawienia imion wzmiankowanych, Młodszy zaś - dodatkowego oznaczenia zdjęcia swojej Sikorki czerwonym serduszkiem.

Kładąc ich wieczorem spać i odbierając codzienną dawkę buziaków od Młodszego, Rodzicielka nagle usłyszała:

MSS: Mamo nie mogę Cię za dużo całować, bo nie wiem co zostanie dla mojej dziewczyny.

Teraz w sypialni zaległa cisza.

Co jakiś czas nasilają się tylko szepty:

- Jak moja ma na imię?
- Asia.
- Nie Asia to jest Twoja, a moja?
- Nie wiem.
- No jak ta druga miała na imię?
- Nie wiem!!!
- Ania ty sklerozo, już sobie przypomniałem. Wielkie dzięki.
- (…) Ania to ładniejsze imię niż Asia… bo Asia może się na przykład pomylić z Joasia…

Eeeeeeh nie wszystko trzeba mówić dzieciom.

2008-06-20

Żałoba

Ząbek... nie żyje...

 

Dziś o ok. godz. 18 odszedł od nas Ząbek,
(ostatni z rodzeństwa chomików dżungarskich)
przeżywszy 1,5 roku.
Trochę się męczył na koniec,
ale w końcu posłuchał Rodzicielki i podążył w stronę światła.

* 20.12.2006 - + 19.06.2008

R.I.P.

Przeżył brata o ponad rok.

2008-06-19

Zbrodnia, kara i zadośćuczynienie

Zarówno Młodszy, jak i Starszy Skorpion Sztabowy za bezpardonowe szerzenie agresji i eskalację przemocy w domu (pomiędzy sobą) otrzymali karę, której motywem przewodnim jest zakaz wychodzenia na podwórko.

Kara jest o tyle dotkliwa, że pogoda jest u nas właściwie nieprzerwanie piękna, a kolegów na placu zabaw jest milion, którzy w dodatku podczas każdego uwięzienia Skorpionów, chóralnie pod oknem (lub bijąc - jak na alarm - do drzwi) śpiewają serenady tęskne i co rusz jęczą z wyrzutem:
„A kiedy Kuba wyyyyjdzieee???”
„A może Kuba na dwóóóór???”
„A mozna psyjść siem pobawić do Amdeusssaaaa?”

Mozna.
Jak siem kara skońcy.
„Jaaaaaaa… jaaa cieee... noooo…”

Oj nie ma tych kar aż TAK dużo, no.
I w dodatku można je odpokutować w przyspieszonym tempie. Np. zrobiwszy dodatkowe zadanie lub przeczytawszy opowiadanie i napisawszy do niego krótkie streszczenie, które to możliwości niektórzy sprytnie wykorzystują obrabiając bajki, które słyszą od lat.





Ta fascjonująca książka o smoku wawelskim
była o tym jak jeden chłopiec wrzucił materiały
wybuchające do owcy i postawił ją przed jaskinię smoka.
A gdy zjadł barana wybuchł i została po nim legenda.

Kara została anulowana.

Koronkowa robota

Młodszy Sztabowy, z okazji powrotu taty (z delegacji) sporządził KILKANAŚCIE rysunków powitalnych - każdy o zawartości równie bogatej czy nawet powiedziałabym grubo przesadzonej - jak na widocznym poniżej.

Babcia mówi na te obrazki FILMY, bo się ich nie da prawidłowo obejrzeć bez długich, wypowiedzianych z szybkością karabinu maszynowego opowieści ich autora.


Niezmiennie zachodzę w głowę jak on to robi?
I co mu się jeszcze mieści w tej łepetynie?


2008-06-18

Niu dżenerejszyn

Młodszy Skorpion Sztabowy ofiarnie pomaga Starszemu w zaległych lekcjach.
SSS: A to co jest?
MSS: To jest metro?
SSS: A ci jak się nazywają?
MSS: To jest kapitan… statku.
SSS: Oj no tak, ale ja tu mam napisać, że jest kilku, to będą ci kapi… ta…
MSS: … kapitanowie statku…
SSS: Ok. A tu…
MSS: Marynarz, to będzie marynarze…
SSS: Dobra a tu mi teraz powiedz… bo tego to już nie wiem…
MSS: Ssss… terrr… nik… - sternik – proste… to będą STEROWNIKI…

2008-06-11

8 urodziny MSS

... wyczekane, wymarzone urodziny Młodszego Sztabowego.
Można przybywać z życzeniami.




Jeśli ktoś lubi czekoladowe torty lub ciasta z bitą śmietaną to nie poje.
Ideałem tortowym Kuby jest owocowo-galaretkowy.




18:oo, 10.06.2008
 
 

2008-06-09

Small Baby - antyreklama

Ze względu na fakt, że autorka tego bloga tylko słyszała o przypadkach nie spełniania przez niektóre zabawki norm bezpieczeństwa, a w dniu wczorajszym obaczyła tą monstrulaną głupotę i brak wyobraźni na własne oczy, zamieszcza poniżej foty, które zrobiła własną komórką osobistą zakupionym przez siebie grzechotkom firmy Small Baby (logo której nota bene obiło jej się kilkakrotnie o uszy i oczy).

Nie trzeba sokolego oka aby zauważyć, że zabawki przeznaczone są dla dzieci w wieku od 3 do 12 miesięcy (w końcu to grzechotki), natomiast na spodzie pudełka autorka bloga przypadkiem odkryła kobyle litery głoszące (w języku angielskim), że zabawki są nieodpowiednie dla dzieci poniżej 3 roku życia.

Cóż tymi cudeńkami to i moje dzieci mogłyby się bawić (8 i 10 lat), w końcu kulki z grzechotek pewnie nadałyby się idealnie do pistoletów kulkowych, ewentualnie do złamania matce nogi, kiedy rano wlecze się nieprzytomna do kulchni (co już  p r a w i e  kilka razy się wydarzyło - szczęściem skończyło się na efektownych piruetach i cudownie rozciągających szpagatach).


2008-06-06

Keks

MSS: Musiałem przyjść na chwilę do ciebie mamo, bo tam okropny film leci.
R: Jaki? 
MSS: No jeden pan gwałci panią.
R: Ooooo… no to faktycznie tu posiedź tutaj… ale co znaczy gwałci… skąd wiesz, że gwałci… co znaczy gwałci… 
MSS: Eeee no wiesz… gwałci to wtedy jak najpierw ją bije, a potem kocha…
R: O kurcze, to tak można? 
MSS: Eeee no, wiesz co robi… na S…
R: Co na S? 
MSS: Noooo .......... s .......... e .......... k .......... s ..........
R:
MSS; No ale nie bój się, nic nie było widać...

2008-06-05

Pożar we wsi




- Mamo a tam było tyle robaków, co wypłynęły ze śmietnika...
- ... taka kałuża wielka...
- ... a Dawid to wdepnął w te robale, bleee...
- ... a możemy później iść i zrobić zdjęcia tym robakom...
- ... to ja już wolę być strażakiem, bo on ratuje życie ludziom i w ogóle!
- ... śmieciom...
- ... aha i jeszcze tak śmierdziało... a oni tak lali tak o... ziuuuu...
- ... normalnie fajnie było...

noooo    może te robaki grila se zrobiły, a tu taki prysznic...

2008-06-03

Zemsta rodowa

Rozmowa w trakcie dłuuuuugiej jazdy autem:

MSS: Trzeba szanować rodziców, bo się ich nie wybiera.
SSS: Ale wymyśliłeś… a wiesz, że kiedyś jak ojciec przychodził z pracy do domu, to wszystkie dzieci klękały i całowały go w nogi… w duży palec u nogi albo jakoś tak…
MSS: Ty to jeszcze lepiej zmyślasz…
SSS: (oburzony) A właśnie, ze taAak… i nawet słyszałem, że jak syn uderzył matkę, to ojciec mu nawet oddawał… bo samiec musi dbać o swoją samicę…


2008-06-02

Choroba morska

Nic nie szkodzi mamo, że to nie morze... 
chorobę morską mam zawsze jak widzę wodę.


Spokojnie, wymioty są markowane, tak jak cała choroba.
Tak naprawdę Kuba bał się rekinów.


2008-05-31

Ort

Czasem nie wiem czy to jawa czy sen...


 


 ... i wtedy robię foto, żeby mieć to czarno na białym...

(dzieło to Adiego, a napis z Karty pracy powinien brzmieć następująco:
stary kościół, głaz poświęcony żołnierzom)

Swoją drogą dzieci mają fantazję nieskończoną i są niestrudzenie twórcze. Ileż trudu wymaga wymyślenie nowej pisowni przy każdym spotkaniu z trudnym słowem (w tym wypadku żołnierz). A przecież tych podejść było kilka jeśli nie kilkanaście: żomnierzyk, rząłnieżyk (uparcie pisane, bo pani powiedziała, że jest jedno rz i jedno ż), a teraz - rżąnierzyk. Fantazja ułańska.

2008-05-28

Dzień Matki


 No dobra, kto dostał ładniejszą?


Łupy z wycieczki

Na koniec roku szkolnego Skorpiony załapały się na wycieczkę.
Kierunek WESTERN CITY.

Oferta faktycznie jest atrakcyjna i wrażenia - jak się okazuje - potwierdzają ten fakt.
Pojedynek rewolwerowców, pokaz tańca indiańskiego, napad na bank, Rodeo Show, przejazd bryczką, jazda na koniu... Młodszy się zapowietrzał jak opowiadał.

Oczywiście trofea wycieczkowe standardowe.








"Nunczaku", bicz na kaprysy, trupek i glut.
(nazewnictwo oryginalne)


2008-05-22

Krówki ciągutki



Taaaak, to na co Państwo patrzą to domowej roboty krówki.
W dodatku ciągutki, czy jak kto woli mordoklejki.


Przepis na domowej roboty krówki ciągutki, czy jak kto woli mordoklejki:

125 g masła
pół szklanki mleka
1 i pół szklanki cukru
1 łyżka miodu
200 ml mleka skondensowanego
szczypta soli

Mleko wlewamy na patelnię, wsypujemy cukier i mieszamy (na ogniu).
Dodajemy resztę składników (masło na końcu).
Mieszamy jakieś pół godziny, aż zacznie gęstnieć, bulgotać i będzie sprawiało wrażenie, że zaraz wybuchnie.
Zdejmujemy z ognia, wykładamy łyżką na talerz (pokroić się raczej nie da).
Potem pół godziny czyścimy wszystkie patelnie, łyżki i talerzyki (lepi się cholerstwo niesamowicie).
Wieczorem pół godziny czyścimy dzieci z resztek.
Plamy z ubrań wystarczy namoczyć w letniej wodzie. Nie pozostawia plam.


Przpis zaczerpnięty ze strony www.spryciarze.pl


2008-05-20

Dowcip

... Młodszego:

Dlaczego rekiny pływają w słonej wodzie...?

... bo w pieprznej ciągle by kichały...:)


2008-05-14

Luźne gadki

Posłyszana rozmowa Młodszego Skorpiona Sztabowego z kolegą:

(…)

MSS: A ja to normalnie oglądałem taki film co był taki straszny, to był taki HOLLOR, co był normalnie od 16 lat normalnie i ja go oglądałem i tam takiemu gostkowi urwało głowe i ręce i nogi, i wszystko mu urwało i ja się potem tak bałem… ale krótko…

K: No a ja oglądałem taki film gdzie był taki gostek co go normalnie zapakowali w taki koc i worek i normalnie taki prezencik z niego zrobili i oni normalnie nie zauważyli, że on był nieżywy i on zgnił tam w środku i normalne wszędzie chodziły robaki. Fuuuj.

MSS: A mój dziadek to normalnie jadł kiedyś zupe z pokrzyw. Fuuuj.

K: Może następnym razem zje zupe z much i paznokci heheheheehe...

MSS: Ej a ja to tak normalnie jestem lunatykiem bo kiedyś jak się obudziłem nocy to sobie zobaczyłem że śpie w fotelu… no ja nie wiem co ja jadłem, że tak potem chodzę po mieszkaniu w nocy.

(…)

Normalnie niejedna dorosła rozmowa nie jest tak ciekawa.