2008-12-29

Marzyciel

Skorpiony wybrały się z Tatą do sklepu. Przed sklepem Młodszy Skorpion Sztabowy spotkał „koleżankę”, która okazała się być jego ukochaną. Zrazu trzymając fason, w drodze powrotnej Młodszy rozmarzył się i jął snuć plany na przyszłość odległą.

- Chciałbym mieć już 30 lat. Miałbym żonę i dwóch synów. Jeden miałby na imię Marco, a drugi Spajk. Dawałbym im na śniadanie same słodycze, a żonie różę.

No przynajmniej żona linię utrzyma.

2008-12-17

Kiełbasa

Dziś rano, po odwiezieniu dzieci do szkoły, Rodzicielka – jak co drugi dzień – kopsnęła się do znanego dyskontu w celu zakupienia pieczywa, w postaci dwóch, dużych, pokrojonych chlebów wiejskich w cenie 2,79 PLN za sztukę. Chleb ten stanowi od jakiegoś czasu podstawę żywienia w naszej rodzinie i można go nazwać powszednim – w pełnym tego słowa znaczeniu.

Zakupiwszy chleb i zapłaciwszy należności, Rodzicielka podeszła do stoiska z wędlinami, ponieważ wędlina wraz z ogórkiem stanowi nieodłączny dodatek do podstawy żywieniowej rodziny. Tam oglądając mnogość asortymentu kątem oka dostrzegła Staruszkę. Była to bardzo leciwa kobiecinka, malutka i drobna, siwa jak gołąbek, ubrana w długi płaszcz i kapelusz. Od razu widać było, że to dama starej daty, ale bardziej z tych rubasznych, niż wyniosłych.

Staruszka przebierała i wybierała, kazała sobie pokazywać różne wędliny, zastanawiała się i za każdym razem wyrażała zdziwienie, że tak drogo… wywołując u ekspedientki zamiennie fale irytacji i zrezygnowania. I fale wesołości u Rodzicielki.

W końcu wybrała kilka plasterków jakiejś szynki, za którą i tak zapłaciła 10 PLN. Kiedy pakowała zakup do jednej z kilku foliówek, do stoiska podeszła inna kobieta. Staruszka widząc ją, jak się zastanawia podeszła, wskazała na jedną z kiełbas i powiedziała:

- Widziała pani… kiełbasa za 35 zł.

Kobieta uśmiechnęła się półgębkiem i odparła:
- Pfff… i droższe są.
- Droższa kiełbasa już być nie może?
- Są droższe. Bo to pani sprowadzane są kiełbasy. Z daleka.

Na to Staruszka z błyskiem w oku:
- Sprowadzane mówi pani... ale chyba nie z Chin.
 

2008-12-05

Ciastko z wróżbą

Ot wydawałoby się znany, choć nie z naszego podwórka, produkt spożywczy, zaopatrzony we wróżbę pochodzenia chińskiego. Jak zresztą wszystko inne.

Babcia będąc z wizytą w ulubionej instytucji, czyt. w banku, zaliczyła hojny gest urzędniczy, w postaci wspomnianego wyżej ciastka z wróżbą. Ba. Po znajomości chyba, otrzymała nie jedno, nie dwa, ale aż trzy ciastka z wróżbą, z których nadwyżkę postanowiła przeznaczyć dla wnuków.

Jakież było jej zdziwienie, kiedy w trakcie spożywania łakocia wróżby w środku nie znalazła. Ciastko natomiast było niedobre, za słodkie i „rosło w ustach”.

Kiedy przyszła do domu i wręczyła dzieciom podarki, stanęła oszołomiona widząc jak Skorpiony, sprawnym ruchem wyjmują ciasto z folii, przełamują je na pół i wydłubują ze środka karteczkę. Zaszokowana wydała z siebie okrzyk, po czym – widząc pytającego spojrzenia zgromadzonych – wyjawiła:

- Jak ta wróżba była w ciastku a nie w papierku, to znaczy, że ją zjadłam.

Nie każdemu znane chińskie zwyczaje.


2008-12-03

Wycieczka z dziadkiem

Dziadek potrzebował, żeby go podrzucić na Podgórną.To pojechaliśmy.

- No jedziemy wnuczka. Tam na Podgórną, powiem ci gdzie. Taki dom stoi. Czwarty od Piaskowy. Oooooo hohohohoooo!!! Tyn gość co tu idzie… heheheeeej Staszek!!!… widział mnie… widziałeś, rynke podniósł… Tyn gość to jest… czydziesty szósty… a jego brat… czydziesty dziewiąty… albo czterdziesty… a tam zaraz koło niego w Zawadzie, to mieszkał taki Gupi Bolek… tyn to lał wóde… Jezus Maria… i córke mioł… albo dwie… jedny było na imie Bożena, a drugi… chyba Wiesława… Ta Bożena to syna mioła opóźnionego, ale zdolny był jak skurczybyk… dobrze się uczył… ale zmarł. I Bożena też zmarła już. Ale Wiesia chyba żyje. Łona to będzie szyśdziesiąty siódmy… młoda kobita jeszcze. I chłopa dobrego miała… tylko dupa… nic załatwić nie umiał… ale robotny był to trzeba mu przyznać… raz pracował we warsztacie, a potem na nocke chodził… i jeszcze to potrafił coś robić na boku… porządny człowiek… łon tysz chyba nie żyje już, bo on starszy był łod niej… chyba ze dziesięć lat… a starszy ik syn jak do wojska poszedł to już go więcej nie widzieli… we więzieniu siedział i kradł… dzieci narobił i zwiał… szuja był… Ooooo tu się zatrzymaj ja wysiądę (środek ulicy), tam jest ten dom… a tam dalej mieszka Miasiakowa, łona tez już wdowa, a dzieci w Ameryce… i sama siedzi… na cmyntarzu jom widział… łona tysz będzie czydziesty drugi… a ja dwudziesty pierwszy przecież… No to dziękuuuuuuję!!! Żyjcie zdrowo!!!


Kto to dzisiaj tyle pamięta?

2008-12-02

Paionk

No co, no co, że nic na blogu. Nie ma kiedy pisać, kupa na głowie, dzieciarnia załapała jakąś wredną jelitówkę i rzygają po świeżutkich ścianach i podłogach.
(Bardzo organiczny post się robi.)

Na wierzchu całej góry problemów, znajduje się bardzo ciekawe (moje) spostrzeżenie. A mianowicie domek - jak to domek - od początku nie przyjmował nas do siebie z otwartymi ramionami (drzwiami, oknami), bo ciągle coś się sypało, psuło i ogólnie do dziś stan ten trwa nieprzerwanie.

Teraz okazuje się, że w tajnej komitywie z domkiem współpracują agenci-paionki, które dbają o to, aby hacjenda w dalszym ciągu wyglądała na niezamieszkałą oplatając ją od wewnątrz ciągle nową siatką pajęczyn. Co jedną z dymem puścimy, następnego dnia jest nowa.

W dodatku wkurzone faktem niszczenia ich ciężkiej roboty, agenci-paionki zaczynają coraz częściej wychylać ze brzydkie oblicza z kryjówek. A są wielkie, czarne i tłuste.



To jak? Kto wpadnie na Sylwka?