2010-11-25

Skazana na komplement

Jak w tytule... Rodzicielce zdaje się ostatnio, że wraz z wiekiem i rozszerzaniem się wachlarza "ale" jakie kobieta może mieć do własnego wyglądu, niespodziewanie staje się obiektem pociechy i pieszczotliwych wręcz komentarzy na swój temat.

To, że Rodzicielka jest najpiękniejsza na świecie, to już właściwie oklepany banał. Jest też najzgrabniejsza, najładniej się uśmiecha, nawet ładniej niż Laura i Asia, ma piękne oczy, włosy i paznokcie. Ogólnie normalka. I chociaż niezgodna z prawdą, ale miła i ciepła dla serca.

Oczywiście autorem owych komplementów jest Młodszy Skorpion Sztabowy, który pomimo coraz częstszych ostatnio, nastolatkowych wybryków, pozostaje wiernym Rodzicielki wielbicielem i fanem.

Starszy Skorpion Sztabowy rzadko mówi co myśli, gdyż jest ci on mrocznym i tajemniczym białogłowym, który swe opinie szanuje i na wiatr nie rzuca. (W praktyce ciężko przebić się przez kwiecisty słowotok Młodszego SS.) Ostatnio jednak podjął on próbę przymilenia się Rodzicielce, co niespodziewanie mu się udało.

Przemieszczając się ostatnio samochodem w strugach śniegu (w strugach) i poszukując piżamy dla wciąż wydłużającego się Starszego SS, w trakcie jednego z postojów Rodzicielka rzuciła okiem na swe oblicze w lusterku wstecznym wehikułu. Jakież było jej przerażenie, kiedy dostrzegła na nim kilka niezwykle głębokich zmarszczek. Osłupiała patrzyła się na przebrzydłe linie, których w domowym lusterku, w łazience absolutnie nigdy widać nie było.

Po chwilowym zesztywnieniu westchnęła zrezygnowana i burknęła tylko pod nosem do siebie:

- Ależ ja mam zmarszczki... stara baba ze mnie...

Na co z tylnego siedzenia, niespodziewanie, bez namysłu, niczym z odsieczą przyszło pocieszenie:

- Nie przejmuj się mamo, zmarszczki są ozdobą na twarzy i dodają jej profesjonalizmu.

W pierwszej chwili rodzicielka osłupiała na dźwięk komplementu z ust Mrocznego. Zaraz potem jęła zastanawiać się czy komplement jest komplementem i co oznacza. W trzeciej sekundzie postanowiła się z niego ucieszyć.

Zresztą i tak było już zielone.

2010-11-05

Rozwałka w przychodni

Młodszy Skorpion Sztabowy zaczyna ostatnio przejawiać oznaki wzmożonego zapotrzebowania na rozśmieszanie powalonych jesienną szarugą domowników. I trzeba mu przyznać, że coraz lepiej mu to wychodzi.

Wczoraj Młodszy wraz z Rodzicielką udał się do przychodni rejonowej celem odbębnienia wizyty kontrolnej. Czekanie przedłużało się, w gabinecie lekarskim zawodziły szczepione dzieci, co dość znacznie psuło morale zebranych w poczekalni, a za chwilę Młodszy miał wziąć udział w dodatkowej lekcji pływania na basenie. Nic dziwnego, że był zniecierpliwiony, znudzony i niezadowolony.

Siedząc na zielonym krzesełku zwrócił uwagę na chłopca, około 5 letniego, który z językiem na brodzie usiłował grać w jakąś grę na komórce taty. Dziecko to niewątpliwie było chore, ponieważ z jego gardła, tudzież nosa dobywał się ciężki, ochrypły, bulgocząco-gulgoczący oddech. Ani ów oddech, ani zielony gil cieknący z nosa nie przeszkadzały chłopcu w dobrej zabawie z komórką. Kuba jednak patrzył na osobnika z coraz większym obrzydzeniem i co chwila porozumiewawczo zezował na Rodzicielkę, kiedy z krtani malucha dobyło się jakieś głośniejsze charczenie.

W pewnym momencie uśmiechnął się do siebie pod nosem, a po chwili pochylił się, aby podzielić się z Rodzicielką jakże błyskotliwą myślą:

- Mamo... patrz młody Lord Vader...

Pomimo niestosowności takiego porównania - wypowiedzianego dość głośno i bez krępacji - Rodzicielka nie dała rady... stoczyła się z krzesła i poturlała się pod kaloryfer wiszący na przeciwległej ścianie.