2012-10-31

Próby rękodzielnicze

Komplecik spożywczy. Słoneczniki. Prezentowy.






I żółta odsłona:



2012-10-24

XXI wiek

Starszy Skorpion Sztabowy - choć oczywiście nie ma się czym chwalić - ma za sobą pierwsze próby alkoholo-nikotynowe.

Alkohol spożył o zgrozo w domu, kiedy to niecnie dossał się do butli z drinkiem energetycznym firmy Doppelherz, który Rodzicielka otrzymała w prezencie. Któregoś wieczora, wypiwszy chyba za dużo napoju, nieopatrznie i bezmyślnie - czytając ulotkę tego specyfiku - obwieściła wszem i wobec, że w drinku tym, prócz innych składników, znajduje się także wino. Następne dnia po drinku energetycznym nie było prawie śladu. Rozpytanie mężostwa i  potomstwa nie dało żadnych rezultatów, pies odmówił składania zeznań zgodnie z art. 182 kpk. Wzięła się wtedy Rodzicielka na sposób i dolała do resztki napoju trochę octu. Nie minął dzień, a Starszy Skorpion Sztabowy jedząc obiad po szkole, radośnie zawołał:

- Mamo, musisz sobie wyrzucić ten napój, bo się zepsuł ... strasznie kwaśny się zrobił ... - a napotkawszy gromiące, rozgniatające na miazgę spojrzenie Rodzicielki skurczył się i dodał nieśmiało - Ja go tylko wąchałem ...

Ale ta sprawa jest już przeszła. Teraz na świeczniku są papierosy... przepraszam fajki, faje, szlugi, pety, ćmiki, patyki, pojary, skręty, kopciuchy, śmierdziele, cudzesy, kartki w kratkę i herbatka jak kto woli...

Pół roku temu SSS przyłapany na kopceniu faji w ubikacji tłumaczył, że nie zasługuje na karę ponieważ nie poszedł jarać z kolegami, ale przyniósł fajkę do domu i próbował ją jarać na łonie rodziny. To miała być okoliczność łagodząca, ale oskarżony nie potrafił podać w czym jego zachowanie różniło się od zwykłego, szczeniackiego wybryku tytoniowego.

Następnie do Rodzicielki zaczęły napływać coraz to nowe informacje dotyczące skali zjawiska i jego przebiegu. Pali około 80% uczniów klas gimnazjalnych, najczęściej palą herbatę zawiniętą w kartkę w kratkę (bądź w linię), zdarza się że do skręta wkładają liście zerwane z drzew, nie suszone lub nawet igliwie.

W nowej szkole palacze polecieli po bandzie.

SSS - Dowiedziałem się, że mojej klasie 5 osób tylko nie paliło nigdy fajek. Byłem w szoku.
R - Niestety zaniżasz średnią.
SSS - Ale weź, wiesz co tu się dzieje, nawet nie wiesz ... w mojej klasie jest dwóch chłopaków, którzy palą te elektroniczne papierosy, takie które tata pali... weź to ogarnij... kupili se na Allegro... normalnie nie wierze...

(O.O)

2012-10-22

Próby rękodzielnicze

Wzorem niedoścignionych w swej pomysłowości i manualnych umiejętnościach rękodzielniczek internetowych, których arcydzieła publikowane na blogach, niezmiennie, od kilku lat wprawiają Rodzicielkę w zachwyt, połączony z opadnięciem szczęki na dwadzieścia dziewięć centymetrów, obfitym wyciekiem zeń śliny i zawieszeniem się obwodów scalonych na czas nie dłuższy niż 7 minut, Matka Polka ze Wsi postanowiła spróbować swych sił w rękodzielnictwie domowym.

Zrazu nieśmiałe próby wykonywane poprzez chlaśnięcia olejną po kartonie nie dawały zadowalających rezultatów. Jednakże Rodzicielce żal było kasy na kupowanie drewnianych przedmiotów służących do ozdabiania metodą decoupage (czytaj DEKUPAŻ), tedy nie zaprzestawała zawziętych prób olejną na kartonie, aż wreszcie zaczęło mieć to ręce i nogi. Wszystkie pudełka, słoiki, pojemniki, tuby, opakowania po serkach i buraczkach, plastikowe, papierowe i szklane kupione w ciągu ostatniego półrocza, zostały pomalowane, oklejone lub w inny sposób "ozdobione". Z językiem na brodzie, umazana po łokcie, obklejona skrawkami serwetek i z klejem we włosach półprzytomna Rodzicielka ślęczała nocami chcąc dorównać mistrzyniom. Efekt nie jest zadowalający, podkładki kleją się do spodu kubków, drugie w dalszym ciągu brudzą na czerwono, chociaż minął już miesiąc od ukończenia prac, koszyczek nadal ma plamy po truskawkach (które wyłażą spod farby), a na butelkach jest masa zamalowanych na czarno ślepych obszarów. Cóż...Wprawa to powolna, leniwa, ruda złośnica, której się nigdy nie spieszy.

Poniżej próby rękodzielnicze Rodzicielki, które czasem będą się ukazywały na niniejszym blogu.












2012-10-19

Zbrodnia i konsekwencje

Matki Polki !

Do Was się zwracam.

Czy macie też – podobnie jak Rodzicielka – dziwne wrażenie, że im bardziej interesujecie się poczynaniami swoich pociech w szkole, im bardziej zagłębiacie się w postępy w nauce swoich baranków bożych, im bliżej jesteście szkoły i szanownego ciała pedagogicznego tym jest gorzej.

Rodzicielka tak ma.

Każda jej wizyta w szkole zawsze skutkowała potokiem informacji w kierunku Rodzicielki. Z początku były to w gruncie rzeczy same pochwały, cieniutka strużka informacji z wplecionymi weń subtelnie komplementami dla świadomej mamy, współpracującego rodzica, słowem porządnego człowieka. Strużka ta – wypływająca wszak z góry wysokich – z czasem przybierała coraz bardziej wartki nurt. Pomiędzy pochwały i komplementy sprytnie wpleciono malutkie przygany i upomnienia: a to nie miał kapci na zmianę, a to popisał ławkę długopisem, a to gapił się przez okno i nie uważał. Ale to drobnostki były, od czasu do czasu. Tak zwane incydenty.

Po pół roku… właściwie to po trzech miesiącach… może nawet po dwóch… po pewnym czasie, w trakcie każdej wizyty w szkole, na Rodzicielkę spadało wściekle spienione tsunami nagan i uwag, po którym nie miała siły ruszyć ani ręką ani nogą. W dodatku święcie przekonana o tym, że jej potomstwo wyrządza krzywdę ciału pedagogicznemu, szarpie i tak zszargane nerwy, dokazuje i rozrabia, niecnie kłamie, celowo psuje, unieszczęśliwia koleżanki i kolegów, śmieci, kradnie długopisy i ołówki, niszczy ławki, obraża myślą, słowem, uczynkiem i zaniedbaniem wychowawców i pedagogów i czyni inne jeszcze zło, nikczemność, łajdactwo, bezeceństwo, hultajstwo, draństwo, świństwo i łotrostwo wyciągała wszelkie konsekwencje i podsięwzięziwała szereg przedsięwzięć w celu ukrócenia praktyk stosowanych przez Skorpiony. Karała, zakazywała, szlabanowała, straszyła jeszcze potworniejszymi konsekwencjami jeśli tylko sytuacja nie ulegnie zmianie. A ta zmianie nie ulegała. Wręcz pogarszała się, by nie powiedzieć, że stawała się beznadziejna. Do czasu.

Razu pewnego, początkiem bardzo nerwowego poniedziałku, Rodzicielka krążyła po szkolnym korytarzu, niczym głodna lwica po stepie, w oczekiwaniu na panią Agatkę. Nastawiona na burę i kolejny atak tsunami była ci ona nie w humorze. Delikatnie powiedziawszy. W pewnym momencie zauważyła w kącie dwie, dość radosne, aczkolwiek nieufnie zerkające na nią lwice, które coś tam do niej zagadnęły. Wdała się tedy Rodzicielka w dyskusję ożywioną z dwiema współwinnymi posiadania potomstwa w tej szkole. Jak się okazało każda z nich miała podobne doświadczenia. Każda wysłuchiwała skarg i przyjmowała na klatę tsunami przynajmniej raz w tygodniu. Co ciekawsze obie poszły o krok dalej, a mianowicie zaprzestały zbyt częstych wizyt w przybytku edukacyjnym i kontaktów z jego ciałem. Skutkowało to uspokojeniem się nie tylko relacji z potomstwem, ale i relacji potomstwo – wszelkie ciało pedagogiczne.

- Moje dziecko – powiedziała lwica ściszonym głosem – chodziło już na zajęcia wyrównawcze z sześciu przedmiotów. Mąż mówi – głupka mamy w domu czy jak? No bo tak. Nagle się okazało, że ze wszystkiego jest słaby: z matematyki, z polskiego, z historii, z przyrody. Przecież on w zeszłym roku miał piątkę z przyrody na koniec.

- A mój Sławek tak samo. – włączyła się druga lwica – A przecież do tej klasy chodzi ten Dawid, wie pani, jego mama nie przychodzi nawet na zebrania i Dawid nie chodzi na żadne zajęcia wyrównawcze. Przecież rodzice muszą podpisać zgodę. Nie ma zgody, nie ma zajęć.

- Przestałam syna wysyłać na te zajęcia. – ciągnęła pierwsza lwica – Przecież on chodzi na dodatkowy angielski, na karate i na zbiórki harcerskie. Trudno, życie na szkole się nie kończy.

- Właśnie – zawtórowała jej druga – Najwyżej będzie miał czwórkę. Nie musi mieć piątek i szóstek.

Dżizes. – zdążyła pomyśleć Rodzicielka, kiedy na horyzoncie dostrzegła panią Agatkę.

- Kubuś nie był rano na spotkaniu ze mną. – powiedziała cieniutkim głosikiem, w którym nie było cienia wyrzutu. Jedynie rzetelna informacja.

Wieczorem Rodzicielka i Skorpiony odbyli naradę. Kredyt zaufania dla potomstwa został zwiększony, a spłata zawieszona do odwołania. Rodzicielka ograniczyła wizyty w szkole do zebrań i spotkań indywidualnych.

W domu jakby ciszej. Oceny i ewentualne braki zadań bez zmian, ale Skorpiony jakieś spokojniejsze, weselsze.

Życie nie kończy się na szkole.

2012-10-15

Gadki znad konsoli

Podsłuchane w aucie (w trakcie jazdy).
(Oba Skorpiony pochłonięte patapowaniem na konsolach.)

Starszy Skorpion Sztabowy (znad konsoli): Ty weź to obczaj, dzisiaj przychodzi baba z historii albo z niemca, nie wiem która to była, nieważne i mówi, że jest w szoku, bo właśnie widziała jak jej uczeń z szóstej klasy całował się na korytarzu z uczennicą z piątej klasy. Mówi, że w takim szoku była, że... szok...

Młodszy Skorpion Sztabowy (znad konsoli): To byłem ja mój drogi. Całowałem się z Weroniką.

Cisza.

SSS: (niepewnie) Powiedziała tylko: Ma chłopak powodzenie.

MSS: (znad konsoli) Spoko. Mi też tak powiedziała. To była babka od histy.

2012-10-09

Trema

Wczoraj miało ziścić się marzenie Młodszego Skorpiona Sztabowego, marzenie o którym śni od dawna, marzenie z którym wiąże swe przyszłe, dorosłe życie. Skorpion miał zostać aktorem.

Ale powoli.

Mowa tutaj o kółku teatralnym, które do tej pory, w którejkolwiek szkole się pojawiało przypominało raczej niezorganizowaną zbieraninę przypadkowych dzieci, którym nikt nie potrafił znaleźć zajęcia, lub które akurat musiały przebywać w świetlicy. Zawsze tak było. A szkół zaliczyliśmy w sumie cztery. Jakieś panie niewiele różniące się od starszych uczennic zajmowały się garstką "dziewczynek" albo rozmawiały ze sobą na bardzo frapujące tematy, Filipek walił pięściami po klawiszach starego pianina, Małgosia rysowała, Zuzia dłubała w nosie, a Piotruś odrywał podeszwę od swojego kaputka. Słowem były to raczej męczące, nic nie dające nikomu "zajęcia", które niczego nie uczyły i zachodzę w głowę dlaczego moje dziecko chciało na nie chodzić. Chyba tylko przez wzgląd na nazwę i magiczne słowo "teatralne".

Wczoraj trafiliśmy na kółko teatralne zupełnie innego rodzaju. Kiedy weszliśmy do sali z widownią, na scenie stał chłopak, na oko 15 letni i wołał głośno, że on tak już nie może, że nie da rady, że kończy z tym i odchodzi. Ta chwila była - że tak powiem - decydująca. Skorpion zatrzymał się, zbladł, potem poczerwieniał i przez zaciśnięte wargi wyszeptał "SPADAMY STĄD". Zaczął Rodzicielce dawać znaki oczami i dziwnymi ruchami brwi, że ma powoli i bezszelestnie wycofywać się z sali, tak aby nie spłoszyć nikogo i w ogóle nie dać znać, że tam byliśmy. Ewentualnie w razie wpadki pokazać, że znaleźliśmy się tam przez przypadek i już wychodzimy. Takie wymowne było to spojrzenie. Godne orderu Uśmiechu Robina Williamsa.



Wracając do tematu.

W tej jednej chwili i Rodzicielka i Młodszy Skorpion Sztabowy zrozumieli, że mają do czynienia z pełną profeską, warsztatami teatralnymi, a kiedy jedna z dziewczynek zaczęła odgrywać lady Makbet targaną wyrzutami po zabiciu Dunkana, a potem wbijającą sobie nóż w pierś i konającą żywą śliną na scenę zrozumieli, że to nie przelewki, że oto otwiera się przed Skorpionem okno na świat aktorstwa, prawdziwego teatru, przyszłej sławy i chwały. Zrozumiawszy to Rodzicielka chciała pchnąć pociechę ku przyszłości, ale pociecha zrozumiawszy to po swojemu stanęła niczym osioł w miejscu i nie dała się ruszyć. Dowlokła tedy matka swe dziecię do pierwszego rzędu krzeseł i uprosiła, aby usiadło i chwilę popatrzyło.

Na scenie pojawiały się coraz to nowi aktorzy, jedni mniej drudzy bardziej wymowni, wszyscy zaś jedną cechą się wykazywali: kompletnie się nie krępowali. Po występie każdy otrzymywał umiarkowane brawa.

Skorpion nie wyluzował się ani przez chwilę. Siedział spięty, gotowy uciec jeśli by go do czegoś przymuszać, czerwony i blady jednocześnie. Wieczorem Rodzicielka odkryła, że był jeszcze jeden powód takiego zachowania Młodszego. Były nim „dziewczyny z klasy”, które podobno śmiały się z tego, że Rodzicielka próbując uspokoić dziecię przytulała je i głaskała po głowie.

Dodatkowym, wzmagającym panikę czynnikiem był ściskany przez Skorpiona ze złością, wydrukowany na kartce wierszyk Brzechwy Pająk i muchy, który miał przynieść na zajęcia i zaprezentować (przynieść miał wiersz jakikolwiek), co w obliczu deklamowanych ze sceny wersów z Hamleta wydawało się żenadą nawet dla Rodzicielki.

Jedno trzeba Skorpionowi poczytać za chwałę: nie uronił nawet jednej łzy, chociaż powód był nie lichy przy takiej kumulacji stresogennych czynników. Wypłakał nerwy w aucie, w drodze powrotnej do domu, następnie trzasnął drzwiami do swojego pokoju i tyle go widziano.

W podsumowaniu dość napisać, że o godzinie 20:47 Młodszy Skorpion Sztabowy stwierdził, że całkiem możliwe, że się przełamie i wystąpi na scenie, jeśli tylko będzie mógł przedstawić jakiś skecz i rozśmieszyć publikę.