Rodzicielka
już kiedyś pisała, że swego czasu została matką chrzestną dziecięcia
przecudnej urody o imieniu Joanna. Rzadko o niej pisze, ponieważ jak na
kiepską pisarkę przystało mieszka na odludziu, jest socjopatką i równie
rzadko odwiedza ową chrześniaczkę, co o niej pisze. Za co bije się w pierś i o wybaczenie prosi.
Jako, że matka owej Joanny jest siostrą cioteczną Rodzicielki, toteż wieść o zmianach w gabarycie dziecięcia, tudzież stanie zdrowia wyżej wymienionej oraz jej upodobaniach i rozwijających się coraz to nowych zdolnościach regularnie do Rodzicielki dociera, czego białogłowa telefonicznie słucha, łzy rzęsiste ocierając z oka i rombek po podłodze miotając ze złości i z wyrzutów sumienia.
Wczoraj, raz kolejny matka Joanny przecudnej urody telefonicznie kontakt nawiązała i takie oto wydarzenie zrelacjonowała:
Ponieważ gorąco było okrutnie, a ja nie miałam pomysłu na obiad, zapytałam Asi co chciałaby zjeść. Asia zaczęła wymieniać potrawy.
- Może naleśniki?
Powiem ci - rzekła matka Joanny - że chwilę mi zajęło zanim zrozumiałam o co ona pyta - rechotała - ale jak zrozumiałam, to boki zerwałam ze śmiechu.
Hy hy hy... :)
Rodzicielka też zerwała.
Rodzicielka też zerwała.
I na bloga wrzuciła.