2015-12-14

Przemytnik

Na dzień 14 listopada 2015 roku Tata i Rodzicielka zostali zaproszeni na ślub niejakich Bartoszków, na Ślunsk. Rodzicielka, choć spotkała rzeczonych tylko raz w życiu, w dodatku upiła się, zarzygała im cały balkon i bredziła coś przez pół nocy, leżąc na kolanach obecnej panny młodej, wspominała Bartoszków bardzo dobrze. Bartoszkowie, nie wiedzieć czemu, wspominali dobrze Rodzicielkę. Być może Tata, podczas gdy świadomość małżonki zgasła, nadrobił w oczach znajomych i stąd ta duża – w logice – dysproporcja. W każdym razie postanowili pojechać. I nie pożałowali. Zabawa była przednia.

To nic, że po drodze zepsuł się im samochód, że musieli go zostawić na Ślunsku, że naprawa kosztowała 2 i pół tysiąca. To nic, że musieli wracać pociągami z piekła rodem. To nic, że w ciągu czterech dni u babci, Skorpiony ciupały na kompie tak intensywnie, że tylko dwa razy skorzystały z toalety, wypiły wspólnie tylko 1 litr wody (żeby nie chodzić sikać) i pięć razy pogłaskały psa. To nic, że Rodzicielka upiła się dzień przed weselem i zgubiła zęba. To wszystko nic. Bo zabawa przednia była.

Niestety w drodze powrotnej ujęto i skazano przemytnika. Co mimo wszystko nie zepsuło wrażeń z wesela, chociaż śmiać się nie ma z czego.

Niejaki Starszy Skorpion Sztabowy, tradycyjnie obdarowany przez dziadka większą sumką, postanowił zaopatrzyć się w używki. Zrazu dziadek namierzył w jego płaszczu paczkę papierosów Marlboro i powiedział o tym Tacie. Potem całą drogę powrotną Skorpion ściskał wypchany, ciężki plecak i nikomu nie pozwolił go dotykać. Co wydało się wszystkim szemrane i wzbudziło podejrzenia, że coś w nim ukrywa. Następnie Tata bystrym okiem namierzył biało-czerwoną paczkę ze szlugami, kiedy Skorpion szukał w plecaku legitymacji szkolnej.

Po wyjściu z dworca nieletni ruszył z kopyta w stronę domu. Nikt nie wie do dziś po co, ponieważ nie posiadał przy sobie klucza nijakiego do przybytku owego.

Na koniec, już w domu poproszono grzecznie nieletniego o wypakowanie zawartości plecaka. Papierosy wydał bez oporu, jednak Rodzicielka dostrzegła coś jeszcze. Podłużny, sztywny przedmiot zawinięty w rękaw od bluzy. Okazało się, że to nic innego jak tylko pół litra Soplicy pigwowej. Bez zbędnych ceregieli i złości jakichś niemożebnych ze strony Taty i Rodzicielki, zawartość butli została osobiście przez Skorpiona wylana do zlewu. I choć posmutniał bardzo i obrażony jest na wszystkich, jeszcze na czas jakiś pozostanie przynajmniej przytomny.

Poniżej opróżniona już Soplica pigwowa i oryginalnie wymięte szlugi
(oryginalnie znaczy się, że nie podjęto próby zniszczenia przedmiotu,
ino wymięły się w trakcie ukrywania ich przez nieletniego...
w różnych miejscach)


2015-12-06

Kod matematyczny

Sytuacja: Tata - żołnierz zawodowy, tłumaczy synowi - gimnazjaliście zadanie z matmy. Na  obrazku trójkąt z oznaczonymi kątami A, B i C.

Tata: ... no jak tego nie rozumiesz, proste. Tu masz kąt ALPHA, ten kąt jest taki sam jak BRAVO, ale inny niż CHARLIE...

Skorpion: ... ???

Tata: ... no kąt BETA i ten, jak go tam nazywacie... w tej szkole...


-----
Legenda:
ALPHA, BRAVO, CHARLIE to pierwsze litery alfabetu fonetycznego NATO.

2015-10-30

Bohater domu

W piątek po południu Rodzicielka postanowiła uprzyjemnić najbliższym nadchodzące "święta" ciastem dyniowym i sernikiem. Plan był ambitny, tym bardziej, że w planach tego dnia była jeszcze siłownia. Ogarnąwszy kuchnię po szybkim obiedzie, wzięła się kobieta do roboty. Pokroiła dynię do pieczenia i zagniotła kruche na sernik królewski. Kiedy się już na dobre rozkręciła, piana z białek kapała z szafek, dynia malowniczo rozmazała się na kaflach nad kuchenką, a na blacie nawet mucha nie miała gdzie usiąść, do kuchni wkroczył Tata. Omiótł wzrokiem bajzel i stwierdził:

- Zrobię obiad na jutro.

Jak powiedział, tak zrobił. Wyjął z lodówki kawał karkówki. Zważył ją fachowo w ręce. Otworzył lodówkę, wyjął kolejny kawał biodrówki i rzucił wszystko na deskę do warzyw. Oczywiście dla bohatera domu to czy kroi mięso na desce do mięsa, czy desce do warzyw nie ma znaczenia. I dla nikogo innego znaczenia mieć to nie powinno!!! Liczy się tylko wkład pracy własny i dobre chęci.

Pokroił więc bohater karkówkę i biodrówkę w drobną kostkę i kapiąc krwią zwierzęcą do ciasta dyniowego Rodzicielki, przeniósł surowiec do garnka. Następnie wrzucił doń jeszcze po garści liścia laurowego, ziela, majeranku, oregano, kurkumy, gałki muszkatałowej (kardamon zdążyła mu Rodzicielka wyrwać z ręki) i przykrywszy wszystko pokrywką wyszedł z kuchni.

Łypnęła tedy Rodzicielka na syf wielki, leżący pomiędzy białym serem, a polewą dyniową. Deska do warzyw we krwi zwierzęcej, trzy noże (żaden nie był dobry do krojenia mięsiwa), stos torebek z przyprawami, utytłanymi krwią i tłuszczem, dwie miski: jedna do odkładania pokrojonych kawałków mięsa z deski, druga do wymieszania wszystkiego z cebulą i czosnkiem oraz garnek z wodą po myciu mięsa. I westchnęła. Poczłapała do pokoju z rękami w cieście i rzekła:

- A ten syf kto sprzątnie?

Napotkała niewinne spojrzenie:

- Ale "Gwiezdne wojny" lecą......... atak klonów...

Po godzinie, kiedy się niewiasta uporała z ciastami i bajzlem w kuchni, litościwie dolała wody do skwierczących kawałków mięsa, z których wyparowało już wszystko, łącznie ze smakiem. Kiedy wlokła się półprzytomna do łazienki, usłyszała jak zadowolony bohater rozmawia przez telefon ze swoją mamą:

- ... tak, tak, zrobiłem na jutro gulasz, taki zwykły, prosty... hahaha... a co to trudnego... hahaha ?

Siłownia tego dnia była nie lada wyzwaniem, ale zaparła się Rodzicielka i podążyła ku przybytkowi bólu i mordęgi. Na miejscu napotkała znajomą, z którą razem pomykają na orbitrekach, gubiąc kilogramy i wyżalając się z tygodniowych rozterek. I dziś obie miały wiele do powiedzenia. Kiedy temat zszedł był na temat zbliżającego się święta, Rodzicielka postanowiła pochwalić się dokonaniami kulinarnymi. Ciasto dyniowe co prawda wyszło plaskate i tłuste, ale sernik prawie wyfrunął z piekarnika. Na nieszczęście, kiedy już Rodzicielka opowiedziała o ciastach własnej roboty, wtrąciła niezdarnie zdanie o gulaszu Taty. Znajoma stanęła jak wryta i przestała oddychać. Rodzicielka zdumiona poszła w jej ślady, nie rozumiejąc nagłej, gwałtownej reakcji. Po chwili wszystko stało się jasne.

- Twoj mąż zrobił gulasz??? - zapytała zaszokowana Beata - Obiad zrobił???

- Tam zrobił. - próbowała umniejszyć zasługi Taty Rodzicielka. WSZAK BYŁY MNIEJSZE!!! - Bajzel zrobił, a nie obiad.

- Nie wierze. - nie mogła dojść do siebie Beata - Pracuje i gotuje. Anioł nie chłop.

Wieczorem Rodzicielka zdała relację z rozmowy z Beatą Tacie. Zaczął się śmiać, a potem spoważniał.

- Dzisiaj, jak kupowałem masło i tą blachę na ciasto, wiesz, to kasjerka powiedziała do mnie: "żona będzie zadowolona z blaszki". Powiedziałem jej: "czemu żona, to dla mnie, ja będę piekł ciasto." - a potem markotny dodał -  Nie uwierzyła.


2015-10-25

Upominki

Niedziela.
Kościół.
Koniec mszy na 10.00.
Rodzicielka z Tatą i dwoma Skorpionami wychodzi z kościoła. Po drodze zabiera ze stoliczka w przedsionku karteczki na WYPOMINKI. W ostatniej chwili Tata chwyta z tego samego stoliczka kilka pustych kopert. Kiedy idą do auta Rodzicielka pyta Taty:

- Co to za koperty?

Tata patrzy na żonę z bezgranicznym zdumieniem. Potem pokazuje na trzymane przez nią w ręce karteczki wypominkowe i mówi:

- No... na UPOMINKI...


2015-10-22

Kolega

Od kiedy Młodszy Skorpion Sztabowy po raz piąty zmienił szkołę, ma problemy z kolegami, a właściwie z ich brakiem. Kręgi gimnazjalne są tak zwarte, że MSS, który dołączył do klasy w trakcie trwania drugiego roku, nie miał szans zespoić się z grupą (dzieciaki w tej klasie znają się od przedszkola). A że jest Skorpion człowiekiem towarzyskim, wylewnym i zabawowym – i do czasu pechowej zmiany szkoły – brylował w grupie rówieśniczej bez żadnych problemów, dziś samotność daje mu się we znaki. Ciało pedagogiczne też nie przyczynia się do poprawy sytuacji, upierając się, że problemu nie ma, istnieje tylko w głowie Rodzicielki, a sam zainteresowany jest po prostu samotnikiem, lubi przebywać w swoim towarzystwie i na własne życzenie alienuje od reszty. No cóż, można się upierać, że niebo jest zielone, co by mieć święty spokój.

Raz na jakiś czas MSS wraca do domu z oczami mokrymi od łez, z życiem bez sensu i z żalami do świata. Rodzicielka robi wtedy co może, żeby pociechę swoją pokrzepić i wlać koloru w szarą codzienność, ale bywa różnie.

Raz na jakiś czas jest wręcz odwrotnie. Na horyzoncie pojawia się ktoś, kto „jest świetny, lubi to co ja, ogląda te same filmy, gra w te same gry i słucha ten samej nuty”. Wtedy Rodzicielka też go lubi, kimkolwiek jest. Ale gimnazjaliści są nieprzewidywalni i wpadają w różne nastroje, które zazwyczaj kończą przyjaźń i sprawiają, że życie znowu jest bez sensu.

Dochodzi Rodzicielka do wniosku, że tak być musi i to jest właśnie ten czas, kiedy tak się dziać będzie. Nie można temu zaradzić. A dziwnym sytuacjom nie ma końca.

Nie dalej jak wczoraj, wracająca z pracy Rodzicielka zauważyła siedzącego koło klatki młodzieńca, na oko rówieśnika Młodszego Sztabowego. Smarkacz uśmiechał się dziwnie, trochę bezczelnie. W klatce kobieta wpadła na Skorpiona, który zeskakując ze schodów zawołał: 

- Idę z kolegą do sklepu!

- Idź! – zawołała za nim kobieta – Tylko wróć za godzinę, na obiad!

Wtedy jednak drzwi do klatki otworzyły się i stanął w nich „kolega” (jak się czytelnik już domyślił, był nim bezczelnie uśmiechnięty smarkacz). Niedorostek ów, imieniem Tomek, niższy i chudszy jeszcze niż Skorpion, ale odziany identycznie i z identyczną, rozdmuchaną fryzurą, popatrzył na Rodzicielkę dziwnym, maślanym wzrokiem i rzekł niespodziewanie:

- Mamo.

Na te słowa Skorpion wypalił:

- To jest moja mama nie twoja.

Ten jednak nie zważając na nic podszedł do Rodzicielki, chwycił ją za rękę, następnie chwycił za rękę Skorpiona, spojrzał kobiecie w oczy i powiedział:

- Mamo, chcieliśmy ci coś powiedzieć…

Kilka myśli zderzyło się ze sobą u wejścia do działu MYŚLENIE – ROZUMIENIE w mózgu Rodzicielki.

Pierwsze co pomyślała, to: - Matko jedyna, toż to drugi Kuba!!! – a odnosiło się to do teatralnego sposobu przekazania wieści, którego Skorpion - przyszły aktor i kabareciarz - nie powstydziłby się.

Druga myśl zawirowała, gdzieś wokół sensu słów Tomka, ale szybko została zepchnięta w przepaść w dziale FANTASY I SCIENCE FICTION.

Kolejna wpadła jak pijany zając, tratując wszystko i szybko znikając: - Nowy kolega. Wczoraj go jeszcze nie było, jutro go pewnie już nie będzie.

Po pół godzinie Skorpion powrócił do domu z kwaśną miną. Tomek MUSIAŁ JUŻ IŚĆ.

Szkoda mi Skorpiona, ale i jestem z niego dumna. W tej dość ciężkiej dla niego sytuacji, próbuje wyważyć na co się skarżyć, a na co nie. Najwyższa pora. Więc nie ze wszystkim przybiega, nie na wszystko się żali, próbuje zachować twarz, zacisnąć zęby. 
A to nie takie łatwe, jak się jest pierworodnym Rodzicielki.

Taka sytuacja

Starszy Skropion Sztabowy w drodze do sklepu opowiada:

Dziwna sytuacja dzisiaj. Idę ulicą i nagle podbiega do mnie jakiś dziwny chłopak, przedziwny był, spłoszony jakiś, nie wiem i mówi do mnie: 

- Ej! Kolego! Masz pożyczyć emejla?

- Emejla chcesz pożyczyć? – pytam.

- No, pożycz na chwilę emejla. Bądź kolegą. – trzyma mnie za rękę i żebra.

Zgłupiałem totalnie, bo jak tu pożyczyć maila człowiekowi na ulicy (dobra dusza, zastanawiał się jednak jakby tu pomóc – dop. Rodzicielki), ale w końcu mu powiedziałem, że EMEJLA – NIE POŻYCZAM!

:)

2015-10-15

Pecha

Tata zaciął się w PALEC. Buczy, że boli. Rodzicielka - zajęta czym innym - podsuwa mężowi różne rozwiązania, na które sam by nie wpadł.

- Przemyj wodą utlenioną.

- Oszalałaś... będzie szczypać!!

- To wodą chociaż.

- I co to da?

- To weź chociaż... - nagłe olśnienie - ... przemyj tym mydłem do higieny intymnej, ono ma niskie pH.

- No myłem ręce wcześniej tym mydłem... i jak widzisz miałem... PecHa.

:)



2015-09-13

Obchody

Zarówno w Mieście, jak i na Wsi odbywają się doroczne święta miast i wsi.
Babcia i Dziadek w rozmowie z Rodzicielką zachwalają atrakcje w trakcie obchodów w Mieście.

- U nas zaśpiewa Maciej Wróblewski. Świetne ma piosenki. I jakie teksty mądre. Świetne. - pieje Babcia z zachwytem.

Rodzicielka niemrawo licytuje.

- U nas występuje Piasek...

Natychmiast Dziadek spogląda na nią pobłażliwie i mówi:

- Piasek występuje wszędzie.

No i zgasił zapał.

2015-08-22

Tak mi się przypomniało...

Dwa lata wstecz.

Rodzicielka i przypadkowo spotkany na ulicy kolega Adam skądśtam, rozmawiają o doopie Maryni, stojąc przy jednej z bardziej ruchliwych ulic w mieście. W pewnym momencie Adam, stojący frontem do jezdni dostrzega w oddali samochód jadący bez świateł i bez zastanowienia, odruchowo zaczyna dawać kierowcy znaki: wyciąga do przodu obie ręce i trzy razy zakrzywia wszystkie palce, w takie jakby szpony. Dziecko w przedszkolu by załapało. Przynajmniej takie z prawem jazdy. Tymczasem auto w kolorze czerwieni strażackiej zwalnia i zaczyna się toczyć powoli. Zadowolony z reakcji Adam daje ponownie znaki: trzy razy szpony – kierowco włącz światła. Kiedy samochód znajduje się już wystarczająco blisko, aby zobaczyć kierowcę, oboje zauważają, że za kierownicą siedzi mocno utleniona kobieta, lat około 50, a wnętrze pojazdu rozświetla wściekły róż. Zrównawszy się z Adamem zwanym Życzliwym stworzenie otwiera zdalnie szybę od strony pasażera i gwałtownie puka we własne czoło, wołając przy tym: „ZBOCZENIEC!!!”… po czym odjechało.

2015-07-29

Nine inch nails

Wczoraj Młodszy Skorpion Sztabowy zaprezentował Rodzicielce rękę zaopatrzoną w prawie centymetrowej długości pazury.

- Weź mi mamo to obetnij czymś, bo nie ma cążków, a pazury rosną. 

Faktycznie, nieobecność cążków, które zaginęły jakiś czas temu, dała się we znaki wszystkim domownikom. Co pewien czas każdy z nich, dokonawszy czynności higienicznych u lewej ręki zabytkowymi nożyczkami do paznokci Taty, żebrał u innego domownika: - Obetnij mi prawą...

Rodzicielka, nie bez obrzydzenia, ujęła lepką od słodkiego napoju rękę potomka i zaczęła obcinać szpony, z grubą, czarną "żałobą po kocie" pod nimi.

Zawsze prorodzinny Skorpion rozmarzył się:

- Pamiętam, jak mi obcinałaś paznokcie jak byłem mały. Jakie to było słodkie.

Po chwili dodał:

- Ale szpony mi wyrosły. Jak pływałem ostatnio na basenie, czułem wyraźnie, że dzięki nim odgarniam większą ilość wody.

2015-07-28

Koloryty późnego wieczoru

Mieszkanie. Godzina 22.57. Rodzicielka i Tata leżą w łóżku. Prawie śpią. Do pokoju puka Starszy Skorpion Sztabowy. Cisza. Puka jeszcze raz. Cisza. Młodociany rezygnuje więc z pukania i wchodzi do pokoju.

- Który ręcznik jest mój? - pyta bez pardonu.

Cisza.

- No który jest mój? - pyta jeszcze raz.

Cisza. Słychać tylko zbierające się gazy w okolicy gdzie spoczywa Tata,

- Ej! - marudzi SSS machając pomarańczowym ręcznikiem - Ten łososiowy ręcznik jest mój?

- Tak kur!@#$%^. - wybucha Tata - Ten śmierdzący łososiem jest twój. A koniczynowy jest mój. Koniczynowego nie ruszaj!

2015-07-06

Spik inglisz!

Od jakiegoś czasu oba Skorpiony są mistrzami gry komputerowej o nazwie Counter Strike. Proszę nie szukać informacji w sieci co to za gra. Nie, nie powinni w nią grać, tak mordują się tam, tak przeklinają w każdym języku świata, ale w sumie nawet tata poproszony o sprawdzenie jakiego typu jest to gra, poszedł do pokoju Skorpionów i… nie wrócił przez następne trzy godziny. A jak się już pojawił rozsiadł się wygodnie w fotelu, z wielkim bananem na twarzy i mruknął tylko: „fajna”.

W Counter Strike gracze mogą grać w multiplejerze, czyli logują się na jakimś wielkim serwerze razem z graczami z całego świata. Młodszy Skorpion Sztabowy należy do jednej grupy z Amerykanami, Anglikami, Niemcami i Rosjanami. Porozumiewają się łamaną angielszczyzną, przetykaną jakimiś kompletnymi neologizmami, zrozumiałymi chyba tylko w tej grze. Poznają się też bliżej, swoje zainteresowania, zapraszają się nawet na facebooku, a przy okazji poznają pobieżnie różne obyczaje i inną mentalność.

Nie tak dalej jak wczoraj Rodzicielka wysłuchała biadolenia Młodszego:

- Ja piernicze, mamo, nie ma to jak grać z Ruskami, ci to są odjechani. Ciągle gadają po rusku. Co tam, że wszyscy wołają do nich: „Spik inglisz!” „Spi inglisz!” Oni i tak gadają po swojemu i nie są w stanie nauczyć się najprostszych słów. Nie ma chyba szans, że się nauczą, a jest ich tak dużo, że chyba będzie lepiej jak inni nauczą się ruskiego. Poza tym gra z nimi to paranoja. W tle zawsze słychać jakieś potworne przeciągi, istne trąby powietrzne tam u nich wieją, a wiesz jak od takiego przeciągu huczy mikrofon. Wszyscy słyszą ten huk. Poza tym tam zawsze ktoś myje gary w pokoju obok, ktoś śpiewa, jakaś impreza właśnie się odbywa, płaczą dzieci, jakaś kobieta krzyczy, inna się śmieje i piszczy i do tego oni zawsze grają po kilku na jednym kompie. Ty się tu skradasz, nasłuchujesz czy wróg się nie zbliża, a tu nagle z dziesięciu ruskich gardeł wydobywa się wrzask, nie wytrzymali napięcia, dwadzieścia rąk na klawiaturze i pięć na myszce, masakra. – „Spik inglisz!!!” – drą się wszyscy, a ci: - „Hej gieroj, strielaj, panimajesz?” i takie tam…

Nie ma już szansy oderwać Skorpionów od komputera. Można jedynie wskazywać im inne, dodatkowe, mniej ważne dla nich, ale mimo wszystko stanowiące jakąś alternatywę ścieżki. Tak, żeby się wszystko nie skanalizowało w jednym, ciasnym, ciemnym otworze. Internet to dziś nieznane dotychczas źródło płytkiej, bardzo powierzchownej wiedzy o świecie i ludziach. Ale jaka szeroka to wiedza. Może przyszedł akurat taki czas.

2015-06-27

Prezent

Są ludzie, którym nie sposób nie robić prezentów. Przyjmują je z wdziękiem, przyjmują je zawsze i nigdy nie grymaszą. Nawet jak im się nie podobają. Taki ktoś nie mówi: "Nie trzeba było." albo co gorsza: "I co ja z tym teraz zrobię?"

Mam nadzieję, że się spodoba.

foto: Młodszy Skorpion Sztabowy












 









2015-05-06

Urodziny

Starszy Skorpion Sztabowy jest coraz starszy. Z każdym dniem. Od jakiegoś pół roku mówi też absolutnie męskim głosem, przetykanym jeszcze z rzadka piskliwym śmiechem, ale w sumie mutację można nazwać etapem skończonym. Dorosłość starszego przejawia się jeszcze w paleniu papierosów, które z pewnością pomogły w zmianie głosu. Pomagają też wypryskom na twarzy i plecach, nierzeczywistej wręcz chudości i kolorycie cery coś a la kość słoniowa.

Dorastanie to proces przykry i bolesny. Przykry jest chaos, który dzieje się wszędzie wokół dorastającego, a bolesne są próby ogarnięcia tego chaosu według własnych, niesprawdzonych jeszcze zasad. Tak też się stało ostatnio.

Na początku maja SSS kończył 17 lat. Wredny to wiek, bo dorosłość tuż tuż, ale nie już. Chcąc skorzystać na urodzinach jak najwięcej nastolatek postanowił, że dzień ten spędzi z kolegami, włócząc się po mieście, a właściwe święto odprawi w domu, z tortem, dmuchaniem świeczek, z dziadkami, rodzicami i kto tam się jeszcze nawinie z portfelem. Tak miało się stać.

W piątek młodociany wyruszył z domu wczesnym popołudniem, w celu spotkania z kolegami. Miała być pizza, a potem koncerty w rynku (majówka we Wsi huczna była w tym roku). Warunki wyjścia były dwa: Starszy miał odbierać każdy telefon od rodzicieli i powrócić do domostwa o godzinie 21. Wcześnie, wcześnie, no i co z tego, że wcześnie. Tata planował przedłużyć pobyt Szczenięcia na wolności, jeśliby ten stosował się grzecznie do ustalonych gremialnie warunków. W trakcie sylwestrowego wypadu Starszy nie odebrał ani jednego ze stu pięćdziesięciu telefonów po wyznaczonej godzinie powrotu i dlatego w tym wypadku zastosowano zasadę ograniczonego zaufania.

Rodziciele nie nagabywali Szczenięcia i nie dzwonili do niego w trakcie najważniejszego dnia roku. O 21.00 swoim zwyczajem Starszy nie pojawił się w domu, natomiast kilkanaście minut później zadzwonił z zapytaniem czy może zostać dłużej. Bo fajnie jest. Tata zgodził się wyznaczając czas powrotu na godzinę bardziej dorosłą. Niestety, po upłynięciu tego czasu Szczenię nagle przestało odbierać telefony. W końcu po odrzuceniu stu pięćdziesięciu telefonów od Rodzicielki, odebrało i rzekło: - Są moje urodziny i postanowiłem bawić się dziś z kolegami, a w związku z tym nie wracam na noc do domu. Następnie po wysłuchaniu spontanicznej wypowiedzi Rodzicielki, wycedzonej przez zaciśnięte zęby, odłożył słuchawkę. Po dwóch godzinach czekania, przejściu miasta wzdłuż i przeczesaniu krzaków nad rzeką przez Tatę oraz wykonaniu kilku telefonów do matki kolegi, u którego Starszy miał pierwotnie spędzić noc, a która nie odebrała, Rodziciele poddali się i poszli spać.

Wrócił marnotrawny o 2 w nocy. Nie mógł otworzyć drzwi domofonu kodem, więc raz po raz dzwonił krótko, nie będąc pewnym czy powinien alarmować wszystkich, czy też raczej zrobić wszystko żeby nie obudzić nikogo. Pierwsze rozwiązanie mogło skutkować wymierzeniem natychmiast bolesnych konsekwencji (nie mylić z biciem lub innymi opowieściami dziwnej treści), ale drugie mogło oznaczać noc spędzoną na dworze. Rodzicielka dopiero po kilku minutach skojarzyła, że dziwne dźwięki dobiegające z korytarza to sygnał domofonu. Niestety co dobiegła do aparatu, sygnał się wyłączał. Odziała tedy niewiasta kurtkę i but jakiś przywdziała i poczłapała na parter, co by wrota dziecięciu roztworzyć. Stało tam Szczenię, z łapskami w kieszeniach i w nowej skórzanej kurtce, którą dostało na urodziny. Na widok kobiety przybrało minę smętną, acz gniewną. Jasne było jednak, że nie wiedziało czy może wejść bez przeszkód czy też zostanie odprawione na zawsze. Ponaglone przez kobietę weszło chwiejnie po schodach, a w domu położyło się i zasnęło.

*   *   *

Tak na marginesie: Jak już wcześniej Rodzicielka wspomniała, pierwotnie Starszy miał spędzić noc u kolegi - Maxa. Opiekę nad nieletnimi miała wówczas sprawować matka owego Maxa, do której numer Szczenię przyniosło. W razie potrzeby. W nocy, kiedy to zbuntowane dziecię nie wróciło do domu i słuch po nim zaginął, Tata próbował skontaktować się z ową kobietą, ta jednak nie odbierała. Oddzwoniła dopiero następnego dnia.

- A po co pan do mnie dzwonił? - usłyszała Rodzicielka, kiedy Tata odebrał telefon.
- Ale kto mówi, przepraszam. - zapytał Tata uprzejmie.
- To pan do mnie dzwonił wczoraj. - powiedziała kobieta.
- Być może. - powiedział nadal uprzejmy Tata - Ale teraz to Pani dzwoni do mnie. 

W końcu dogadali się kto zacz, ale zaraz wypłynął nowy problem.

- Bo ja tu, proszę pana, mam domową awanturę, na temat pana wczorajszego telefonu do mnie, w środku nocy. - powiedziała mama Maxa.

Tata, niezwykle grzecznie, wyjaśnił pani powód swojego telefonu poprzedniej nocy, uspokoił panią i zazdrosnego partnera, ale na koniec rozmowy postanowił sprytnie podpytać kobietę:

- Ale jak już pani do mnie dzwoni, mogę spytać, o której syn wyszedł wczoraj od was?

W sumie odpowiedź nie miała większego znaczenia. Wiejska dyskoteka skończyła się o północy. Koleżeński powrót do domu mógł spokojnie potrwać dwie godziny. Rodzicielka nie przypuszczała, aby Szczenię w ogóle przebywało u kolegi w domu. Tym bardziej odpowiedź kobiety kompletnie ją zaskoczyła.

- Spał u nas do rana proszę pana, rano wyszedł.


*   *   *


Dyskusja na temat pamiętnej, urodzinowej nocy długa nie była. Rodziciele usłyszeli, że nie mają wystarczająco dużo znajomych, od których mogliby się nauczyć jak wychowywać dzieci. Natomiast Starszy usłyszał, że jest niepoważny i niegodny zaufania. Ustalono, że nocne postanowienie Szczenięcia musi pociągnąć za sobą konsekwencje, które zostały przyjęte nie bez sprzeciwu. Dodatkowo Rodziciele domagali się przeprosin i obietnicy, że takie zachowanie więcej się nie powtórzy.

Zmuszony do ukorzenia się Starszy wystosował do Rodzicieli list, który – jak wszystkie tego typu archiwalne materiały piśmiennicze – zostaną zachowane dla potomności.


Chciałem was szczerze przeprosić, za spóźnienie się do domu i bezinteresowne nie wracanie do 2.oo do domu. Działałem pod wpływem emocji i brakowało mi kontaktu z kolegami. Godzina 21.oo wydawała mi się śmieszną godziną powrotu, gdyż młodsi ode mnie chodzili po ulicy. Zbuntowałem się, gdyż koledzy wyśmiewali się ze mnie, że nie potrafię postawić się rodzicom, gdyż mam 17 urodziny, a godzina 21.oo jest niewystarczająca. W głębi duszy przejmowałem się całą sytuacją, zauważyłem, że o 23.oo zrobiło się zimno, prawie wszystko było zamknięte i każdemu chciało się spać. W dodatku moje soczewki dawały znać, że pora je zdjąć. Wtedy zrozumiałem, że nie kazaliście mi wrócić o 21.oo bo jesteście nadopiekuńczy, lecz dbaliście o moje zdrowie, bezpieczeństwo, sami też wiedzieliście, że o 23.oo nie ma nic do roboty. Ja dałem moje warunki powrotu myśląc lekkomyślnie. Za to przepraszam i obiecuję poprawę. Niech będzie to nauczka dla mnie na przyszłość.



*     *     *


Ah, zapomniałaby Rodzicielka podziękować niejakiemu Markowi, lat 47, rozwiedzionemu, żyjącemu w konkubinacie za bezinteresowną edukację Starszego Skorpiona Sztabowego w zakresie praw nieletnich do wyjścia z domu bez mówienia po co i gdzie, prawa do decydowania o tym, czy się będzie paliło czy nie, prawa do współżycia seksualnego z kobietami - rówieśnymi i starszymi (broń Boże z mężczyznami, bo Marek jest tolerancyjny, ale geje niech się trzymają od niego z daleka) i prawa do decydowaniu o sobie w zakresie podjęcia edukacji ewentualnie jej odrzucenia. Markowi należą się podziękowania za to, że nie jest pedofilem i gwałcicielem-mordercą, bo coolowy jest, gadkę ma luźną, trafiającą w młode serce jak nóż w masło - co nie trudne, mówiąc tylko to co młodzież chciałaby słyszeć. Nie bez przyczyny zaufanie do SSS pozostanie ograniczone, chociaż już niedługo. Już niedługo.

2015-05-03

Powszechny angielski

Miejsce: kościół, wystrój komunijny. Czas zulu: 15.55.
Skorpiony siedzą w ławce przed Rodzicielką i Tatą.  Czas do mszy - 5 minut. Szczyt nudy.

Starszy skorpion sztabowy: Ej, zobacz co tam napisali... hehehe... IHS.

Młodszy skorpion sztabowy: No i co z tego? Komunie dzisiaj były, co nie?

SSS: No ale IHS... IHS...??? Powinno być HIS taaak? HIS NAME IS JEZUS. To chyba oczywiste.


*Małym druczkiem: IHS - Jesus hominum Salvator (Jezus Zbawiciel człowieka)

Nadszedł ten dzień...

No i nadszedł ten dzień, kiedy Rodzicielka przestała kompletnie rozumieć szczenięta.

Kuba: Ej, Amadeusz, karambit tiger tooth stat track factory new!

Amadeusz: Jaaaaa... serio???... super!!!

O.O

2015-04-25

Podsłuchane na podwórku



Podsłuchane przez Kubę:
Dwoje dość małych dzieci bawi się na placu zabaw.
Dziecko nr 1 – Choć bawimy się w zwierzęta. Wymyślaj jakim zwierzęciem chcesz być.
Dziecko nr 2 – Chcę być stado.
Dz1 – Nie ma takiego zwierzęcia.
Dz 2 – Właśnie, że jest!
Dz 1 – NIE MA!!!
Dz 2 – JEST!!!!
Dz 1 – Nie ma! Jest tylko SALDO… widziałem jak moja mama sprawdzała w telefonie… jak ONO wygląda…


Podsłuchane przez Rodzicielkę:
Dwoje, dość małych dzieci na placu zabaw:
- Jaki macie samochód?
- Taki duzy, cerwony, taki kombi.
- My mamy więksy. Carny. A ile twoja mama ma lat?
- Moja mama ma cydzieści ctery.
- Aha… a moja ma siedemdziesiąt. A ile lat ma twój tata?
- Cydzieści seść. A tfój?
- Mój ma plawie osiemdziesiąt.

WSYSKO MAM LEPSE!!!


2015-04-20

Język polski

Lektura Starszego Skorpiona w szkole dla informatyków i mechaników przeraża Rodzicielkę bardzo. Podczas gdy amerykańscy uczniowie są zachęcani do czytania pełnym wachlarzem lektur począwszy od fantastyki, a skończywszy na horrorach, wybredne angielskie dzieci czytają Tolkiena (bo Harry Potter już im się znudził), nasi milusińscy męczą ciągle stare, skostniałe, średniowieczne wierszydła, ryte jeszcze w jaskiniach przez pierwszych ludzi.

Cóż najważniejsze, żeby nauczyciel miał rację, a uczeń czuł się jak idiota. (W przypadku poniższego wierszydła Rodzicielka czuje się jak idiota - stuprocentowy.) Wtedy wszystko jest na swoim miejscu i można jakoś funkcjonować. Przecież młodzież niewiele ma do powiedzenia. A nawet jeśli, to kogo to obchodzi.

Ktoś ma ochotę? Tekst poniżej.

Rodzicielka pragnie dodać, że w wierszu tym Starszy miał znaleźć jakieś cechy komediowe. Po prubie znalezienia czegokolwiek zabawnego w tym fragmęcie, Rodzicielka poddała się, połorzyła się na podłodze i starała się odnaleść drugą cyfrę ze sfojego ilorazu inteligencji. Nie znalazła. Zostało tylko osiem.

 
ROZMOWA MISTRZA POLIKARPA ZE ŚMIERCIĄ



Polikarpus, tak wezwany,

Mędrzec wieliki, mistrz wybrany,
Prosił Boga o to prawie,
By uźrzał śmierć w jej postawie.

Gdy się moglił Bogu wiele,
Ostał wszech ludzi w kościele,

Uźrzał człowieka nagiego,
Przyrodzenia niewieściego,
Obraza wieimi skaradego,

Łoktuszą przepasanego.
Chuda, blada, żołte lice
Liści się jako miednica;
Upadł ci jej koniec nosa,
Z oczu płynie krwawa rosa;
Przewiązała głowę chustą,
Jako samojedź krzywousta;
Nie było warg u jej gęby,
Poziewając skrzyta zęby;
Miece oczy zawracając,
Groźną kosę w ręku mając;
Goła głowa, przykra mowa,
Ze wszech stron skarada postawa -

Wypięła żebra i kości,
Groźne siecze przez lutości.
Mistrz widząc obraz skarady,
Żołte oczy, żywot blady,
Groźne się tego przelękną!,
Padł na ziemię, eże steknął.
Gdy leżał wznak jako wiła,
Śmierć do niego przemowiła:
- Czemu się tako barzo lękasz?
Wrzekomoś zdrow, a [w]żdy stękasz!
Pan Bog tę rzecz tako nosił,
Iżeś go o to barzo prosił,
Abych ci się ukazała,
Wszytkę swą moc wzjawiła;
Otoż ci przed tobą stoję,
Oglądaj postawę moje:
Każdemu się tak ukażę,
Gdy go żywota zbawię.
Nie [lę]kaj się mię tym razem,
Iż mię widzisz przed obrazem;

Gdy przyde, namilejszy, k tobie,

Tedy barzo zeckniesz sobie:

Zableszczysz na strony oczy,

Eż ci z ciała pot poskoczy;
Rzucęć się, jako kot na myszy,
Aż twe sirce ciężko wdyszy.
Otchoceć się z miodem tarnek,
Gdyć przyniosę jadu garnek -
Musisz ji pić przez dzięki;
Gdy pożywiesz wielikiej męki,
Będziesz mieć dosyć tesnice,

Otbędziesz swej miłośnice.
Ostań tego wszech, tobie wiele,
Przez dzięki cię z nią rozdzielę.
Mow ze mną, boć mam działo,

Gdy o się ze mną mowić chciało;..