2015-08-22

Tak mi się przypomniało...

Dwa lata wstecz.

Rodzicielka i przypadkowo spotkany na ulicy kolega Adam skądśtam, rozmawiają o doopie Maryni, stojąc przy jednej z bardziej ruchliwych ulic w mieście. W pewnym momencie Adam, stojący frontem do jezdni dostrzega w oddali samochód jadący bez świateł i bez zastanowienia, odruchowo zaczyna dawać kierowcy znaki: wyciąga do przodu obie ręce i trzy razy zakrzywia wszystkie palce, w takie jakby szpony. Dziecko w przedszkolu by załapało. Przynajmniej takie z prawem jazdy. Tymczasem auto w kolorze czerwieni strażackiej zwalnia i zaczyna się toczyć powoli. Zadowolony z reakcji Adam daje ponownie znaki: trzy razy szpony – kierowco włącz światła. Kiedy samochód znajduje się już wystarczająco blisko, aby zobaczyć kierowcę, oboje zauważają, że za kierownicą siedzi mocno utleniona kobieta, lat około 50, a wnętrze pojazdu rozświetla wściekły róż. Zrównawszy się z Adamem zwanym Życzliwym stworzenie otwiera zdalnie szybę od strony pasażera i gwałtownie puka we własne czoło, wołając przy tym: „ZBOCZENIEC!!!”… po czym odjechało.