W piątek po południu Rodzicielka postanowiła uprzyjemnić najbliższym nadchodzące "święta" ciastem dyniowym i sernikiem. Plan był ambitny, tym bardziej, że w planach tego dnia była jeszcze siłownia. Ogarnąwszy kuchnię po szybkim obiedzie, wzięła się kobieta do roboty. Pokroiła dynię do pieczenia i zagniotła kruche na sernik królewski. Kiedy się już na dobre rozkręciła, piana z białek kapała z szafek, dynia malowniczo rozmazała się na kaflach nad kuchenką, a na blacie nawet mucha nie miała gdzie usiąść, do kuchni wkroczył Tata. Omiótł wzrokiem bajzel i stwierdził:
- Zrobię obiad na jutro.
Jak powiedział, tak zrobił. Wyjął z lodówki kawał karkówki. Zważył ją fachowo w ręce. Otworzył lodówkę, wyjął kolejny kawał biodrówki i rzucił wszystko na deskę do warzyw. Oczywiście dla bohatera domu to czy kroi mięso na desce do mięsa, czy desce do warzyw nie ma znaczenia. I dla nikogo innego znaczenia mieć to nie powinno!!! Liczy się tylko wkład pracy własny i dobre chęci.
Pokroił więc bohater karkówkę i biodrówkę w drobną kostkę i kapiąc krwią zwierzęcą do ciasta dyniowego Rodzicielki, przeniósł surowiec do garnka. Następnie wrzucił doń jeszcze po garści liścia laurowego, ziela, majeranku, oregano, kurkumy, gałki muszkatałowej (kardamon zdążyła mu Rodzicielka wyrwać z ręki) i przykrywszy wszystko pokrywką wyszedł z kuchni.
Łypnęła tedy Rodzicielka na syf wielki, leżący pomiędzy białym serem, a polewą dyniową. Deska do warzyw we krwi zwierzęcej, trzy noże (żaden nie był dobry do krojenia mięsiwa), stos torebek z przyprawami, utytłanymi krwią i tłuszczem, dwie miski: jedna do odkładania pokrojonych kawałków mięsa z deski, druga do wymieszania wszystkiego z cebulą i czosnkiem oraz garnek z wodą po myciu mięsa. I westchnęła. Poczłapała do pokoju z rękami w cieście i rzekła:
- A ten syf kto sprzątnie?
Napotkała niewinne spojrzenie:
- Ale "Gwiezdne wojny" lecą......... atak klonów...
Po godzinie, kiedy się niewiasta uporała z ciastami i bajzlem w kuchni, litościwie dolała wody do skwierczących kawałków mięsa, z których wyparowało już wszystko, łącznie ze smakiem. Kiedy wlokła się półprzytomna do łazienki, usłyszała jak zadowolony bohater rozmawia przez telefon ze swoją mamą:
- ... tak, tak, zrobiłem na jutro gulasz, taki zwykły, prosty... hahaha... a co to trudnego... hahaha ?
Siłownia tego dnia była nie lada wyzwaniem, ale zaparła się Rodzicielka i podążyła ku przybytkowi bólu i mordęgi. Na miejscu napotkała znajomą, z którą razem pomykają na orbitrekach, gubiąc kilogramy i wyżalając się z tygodniowych rozterek. I dziś obie miały wiele do powiedzenia. Kiedy temat zszedł był na temat zbliżającego się święta, Rodzicielka postanowiła pochwalić się dokonaniami kulinarnymi. Ciasto dyniowe co prawda wyszło plaskate i tłuste, ale sernik prawie wyfrunął z piekarnika. Na nieszczęście, kiedy już Rodzicielka opowiedziała o ciastach własnej roboty, wtrąciła niezdarnie zdanie o gulaszu Taty. Znajoma stanęła jak wryta i przestała oddychać. Rodzicielka zdumiona poszła w jej ślady, nie rozumiejąc nagłej, gwałtownej reakcji. Po chwili wszystko stało się jasne.
- Twoj mąż zrobił gulasz??? - zapytała zaszokowana Beata - Obiad zrobił???
- Tam zrobił. - próbowała umniejszyć zasługi Taty Rodzicielka. WSZAK BYŁY MNIEJSZE!!! - Bajzel zrobił, a nie obiad.
- Nie wierze. - nie mogła dojść do siebie Beata - Pracuje i gotuje. Anioł nie chłop.
Wieczorem Rodzicielka zdała relację z rozmowy z Beatą Tacie. Zaczął się śmiać, a potem spoważniał.
- Dzisiaj, jak kupowałem masło i tą blachę na ciasto, wiesz, to kasjerka powiedziała do mnie: "żona będzie zadowolona z blaszki". Powiedziałem jej: "czemu żona, to dla mnie, ja będę piekł ciasto." - a potem markotny dodał - Nie uwierzyła.
2015-10-30
2015-10-25
Upominki
Niedziela.
Kościół.
Koniec mszy na 10.00.
Rodzicielka z Tatą i dwoma Skorpionami wychodzi z kościoła. Po drodze zabiera ze stoliczka w przedsionku karteczki na WYPOMINKI. W ostatniej chwili Tata chwyta z tego samego stoliczka kilka pustych kopert. Kiedy idą do auta Rodzicielka pyta Taty:
- Co to za koperty?
Tata patrzy na żonę z bezgranicznym zdumieniem. Potem pokazuje na trzymane przez nią w ręce karteczki wypominkowe i mówi:
- No... na UPOMINKI...
Kościół.
Koniec mszy na 10.00.
Rodzicielka z Tatą i dwoma Skorpionami wychodzi z kościoła. Po drodze zabiera ze stoliczka w przedsionku karteczki na WYPOMINKI. W ostatniej chwili Tata chwyta z tego samego stoliczka kilka pustych kopert. Kiedy idą do auta Rodzicielka pyta Taty:
- Co to za koperty?
Tata patrzy na żonę z bezgranicznym zdumieniem. Potem pokazuje na trzymane przez nią w ręce karteczki wypominkowe i mówi:
- No... na UPOMINKI...
2015-10-22
Kolega
Od kiedy Młodszy Skorpion Sztabowy po raz piąty zmienił
szkołę, ma problemy z kolegami, a właściwie z ich brakiem. Kręgi gimnazjalne są
tak zwarte, że MSS, który dołączył do klasy w trakcie trwania drugiego roku,
nie miał szans zespoić się z grupą (dzieciaki w tej klasie znają się od przedszkola). A że
jest Skorpion człowiekiem towarzyskim, wylewnym i zabawowym – i do czasu
pechowej zmiany szkoły – brylował w grupie rówieśniczej bez żadnych problemów,
dziś samotność daje mu się we znaki. Ciało pedagogiczne też nie przyczynia się
do poprawy sytuacji, upierając się, że problemu nie ma, istnieje tylko w głowie
Rodzicielki, a sam zainteresowany jest po prostu samotnikiem, lubi przebywać w
swoim towarzystwie i na własne życzenie alienuje od reszty. No cóż, można się
upierać, że niebo jest zielone, co by mieć święty spokój.
Raz na jakiś czas MSS wraca do domu z oczami mokrymi od łez,
z życiem bez sensu i z żalami do świata. Rodzicielka robi wtedy co może, żeby pociechę swoją pokrzepić i wlać koloru w szarą codzienność, ale bywa różnie.
Raz na jakiś czas jest wręcz odwrotnie. Na horyzoncie
pojawia się ktoś, kto „jest świetny, lubi to co ja, ogląda te same filmy, gra w
te same gry i słucha ten samej nuty”. Wtedy Rodzicielka też go lubi, kimkolwiek
jest. Ale gimnazjaliści są nieprzewidywalni i wpadają w różne nastroje, które
zazwyczaj kończą przyjaźń i sprawiają, że życie znowu jest bez sensu.
Dochodzi Rodzicielka do wniosku, że tak być musi i to jest
właśnie ten czas, kiedy tak się dziać będzie. Nie można temu zaradzić. A
dziwnym sytuacjom nie ma końca.
Nie dalej jak wczoraj, wracająca z pracy Rodzicielka
zauważyła siedzącego koło klatki młodzieńca, na oko rówieśnika Młodszego
Sztabowego. Smarkacz uśmiechał się dziwnie, trochę bezczelnie. W klatce kobieta wpadła na Skorpiona, który zeskakując ze schodów zawołał:
- Idę z kolegą do sklepu!
- Idź! – zawołała za nim kobieta – Tylko wróć za godzinę, na obiad!
Wtedy jednak drzwi do klatki otworzyły się i stanął w nich „kolega”
(jak się czytelnik już domyślił, był nim bezczelnie uśmiechnięty smarkacz).
Niedorostek ów, imieniem Tomek, niższy i chudszy jeszcze niż Skorpion, ale odziany identycznie i z identyczną, rozdmuchaną fryzurą, popatrzył
na Rodzicielkę dziwnym, maślanym wzrokiem i rzekł niespodziewanie:
- Mamo.
Na te słowa Skorpion wypalił:
- To jest moja mama nie twoja.
Ten jednak nie zważając na nic podszedł do Rodzicielki,
chwycił ją za rękę, następnie chwycił za rękę Skorpiona, spojrzał kobiecie w
oczy i powiedział:
- Mamo, chcieliśmy ci coś powiedzieć…
Kilka myśli zderzyło się ze sobą u wejścia do działu
MYŚLENIE – ROZUMIENIE w mózgu Rodzicielki.
Pierwsze co pomyślała, to: - Matko jedyna, toż to drugi
Kuba!!! – a odnosiło się to do teatralnego sposobu przekazania
wieści, którego Skorpion - przyszły aktor i kabareciarz - nie powstydziłby się.
Druga myśl zawirowała, gdzieś wokół sensu słów Tomka, ale
szybko została zepchnięta w przepaść w dziale FANTASY I SCIENCE FICTION.
Kolejna wpadła jak pijany zając, tratując wszystko i szybko
znikając: - Nowy kolega. Wczoraj go jeszcze nie było, jutro go pewnie już nie
będzie.
Po pół godzinie Skorpion powrócił do domu z kwaśną miną.
Tomek MUSIAŁ JUŻ IŚĆ.
Szkoda mi Skorpiona, ale i jestem z niego dumna. W tej dość
ciężkiej dla niego sytuacji, próbuje wyważyć na co się skarżyć, a na co nie.
Najwyższa pora. Więc nie ze wszystkim przybiega, nie na wszystko się żali, próbuje zachować twarz,
zacisnąć zęby.
A to nie takie łatwe, jak się jest pierworodnym Rodzicielki.
Taka sytuacja
Starszy Skropion Sztabowy w drodze do sklepu opowiada:
:)
Dziwna sytuacja dzisiaj. Idę ulicą i nagle podbiega do mnie
jakiś dziwny chłopak, przedziwny był, spłoszony jakiś, nie wiem i mówi do mnie:
- Ej! Kolego! Masz pożyczyć emejla?
- Emejla chcesz pożyczyć? – pytam.
- No, pożycz na chwilę emejla. Bądź kolegą. – trzyma mnie za
rękę i żebra.
Zgłupiałem totalnie, bo jak tu pożyczyć maila człowiekowi na
ulicy (dobra dusza, zastanawiał się jednak jakby tu pomóc – dop. Rodzicielki), ale
w końcu mu powiedziałem, że EMEJLA – NIE POŻYCZAM!
2015-10-15
Pecha
Tata zaciął się w PALEC. Buczy, że boli. Rodzicielka - zajęta czym innym - podsuwa mężowi różne rozwiązania, na które sam by nie wpadł.
- Przemyj wodą utlenioną.
- Oszalałaś... będzie szczypać!!
- To wodą chociaż.
- I co to da?
- To weź chociaż... - nagłe olśnienie - ... przemyj tym mydłem do higieny intymnej, ono ma niskie pH.
- No myłem ręce wcześniej tym mydłem... i jak widzisz miałem... PecHa.
:)
- Przemyj wodą utlenioną.
- Oszalałaś... będzie szczypać!!
- To wodą chociaż.
- I co to da?
- To weź chociaż... - nagłe olśnienie - ... przemyj tym mydłem do higieny intymnej, ono ma niskie pH.
- No myłem ręce wcześniej tym mydłem... i jak widzisz miałem... PecHa.
:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)