2010-11-05

Rozwałka w przychodni

Młodszy Skorpion Sztabowy zaczyna ostatnio przejawiać oznaki wzmożonego zapotrzebowania na rozśmieszanie powalonych jesienną szarugą domowników. I trzeba mu przyznać, że coraz lepiej mu to wychodzi.

Wczoraj Młodszy wraz z Rodzicielką udał się do przychodni rejonowej celem odbębnienia wizyty kontrolnej. Czekanie przedłużało się, w gabinecie lekarskim zawodziły szczepione dzieci, co dość znacznie psuło morale zebranych w poczekalni, a za chwilę Młodszy miał wziąć udział w dodatkowej lekcji pływania na basenie. Nic dziwnego, że był zniecierpliwiony, znudzony i niezadowolony.

Siedząc na zielonym krzesełku zwrócił uwagę na chłopca, około 5 letniego, który z językiem na brodzie usiłował grać w jakąś grę na komórce taty. Dziecko to niewątpliwie było chore, ponieważ z jego gardła, tudzież nosa dobywał się ciężki, ochrypły, bulgocząco-gulgoczący oddech. Ani ów oddech, ani zielony gil cieknący z nosa nie przeszkadzały chłopcu w dobrej zabawie z komórką. Kuba jednak patrzył na osobnika z coraz większym obrzydzeniem i co chwila porozumiewawczo zezował na Rodzicielkę, kiedy z krtani malucha dobyło się jakieś głośniejsze charczenie.

W pewnym momencie uśmiechnął się do siebie pod nosem, a po chwili pochylił się, aby podzielić się z Rodzicielką jakże błyskotliwą myślą:

- Mamo... patrz młody Lord Vader...

Pomimo niestosowności takiego porównania - wypowiedzianego dość głośno i bez krępacji - Rodzicielka nie dała rady... stoczyła się z krzesła i poturlała się pod kaloryfer wiszący na przeciwległej ścianie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz