Skorpiony biorą udział w przygotowaniu do bierzmowania.
Jak każdy wie, przygotowania owe trwają 3 lata, w czasie
których kandydat musi zapełnić książeczkę, świadczącą o tym, że regularnie
bierze udział w Eucharystii oraz przyjmuje sakramenty.
Jakieś pół roku temu Starszy Skorpion Sztabowy zakomunikował wszem i wobec, że postanawia zostać ateistą. Za powód owej wiekopomnej decyzji podał „niechęć do chodzenia do kościoła”. Zrazu osłupiali rodzice, obecni w koście w każdą niedzielę i święto, nakazali pociesze podać logiczny argument, który na Sądzie Ostatecznym zdjąłby odpowiedzialność za wiarołomstwo syna przed Obliczem Najwyższego. Po kilku miernych próbach, Skorpion chwilowo poddał się, ale co czas jakiś przybiega z nowym pomysłem, typu:
- Dlaczego nie uznajecie ateizmu za wiarę?
- A co jeśli ja chcę wierzyć w karnację?
- Dlaczego według was hindusizm jest gorszy od
chrześcijaństwa?
Chodzi zatem Skorpioństwo do kościoła, stoi te 40 minut
skubiąc czapkę albo dłubiąc z dziurze w spodniach, ale czasem zdarzy mu się
zaśpiewać pieśń rzewną albo zgłaszać się krewko, kiedy ksiądz pyta o coś dzieci
zgromadzone przy ołtarzu.
Wczoraj, czyli w środę, Rodzicielka, wykazując przenikliwość
wielką i przewidując gorący koniec tygodnia, zarządziła wypad na rekolekcje,
które się właśnie zaczęły i do spowiedzi, która zapowiadana była już od 2
tygodni. Wspierana wątłym poparciem ze strony Taty, wygoniła dwa męskie
niedorostki do przybytku bożego.
Tam niestety okazało się, że spowiedzi nie ma, a rekolekcje,
głoszone monotonnym głosem, w rytm czytanych z kartki słów sprawiły, że jeszcze
chwila, a Rodzicielka pogrążyłaby się we śnie zimowym i jakiegoś chrapacza
niechybnie by z siebie wydała z tej okazji. Kiedy już wydawało się, że mówca
dochodzi do końca przewodu myśli i już się niewiasta zrywała, żeby wyznanie
wiary odmówić, kiedy nowa myśl się pojawiała, i nowy cytat zaczerpnięty, i nowy
przykład a to o Jasiu, a to o Madzi. Potomstwo i Tata znieśli te tortury lepiej
niż Rodzicielka, ale to pewnie dlatego, że – jak wynikało z ich min i
zachowania – nie tylko nie słuchali nauk, ale myśleli o dupie Maryni.
Kiedy msza tak się przedłużała, Starszy Skorpion Sztabowy
postanowił wydobyć zza pazuchy swoją książeczkę bierzmowanego i – ponieważ wszelka
informacja dociera do niego dopiero za trzecim razem, a my tylko dwa razy
wspomnieli, że spowiedzi nie ma – jął wypełniać puste rubryki. Co chwila
nachylał się do Rodzicielki z mądrym zapytaniem: „A teraz jest Adwent czy
Roraty?”, „A to jest msza czy Roraty?” itp. W końcu pochylił się po raz kolejny
i szepnął: „Gdzie mam wpisać tą spowiedź?” Rodzicielka otworzyła stronę z
wielkim napisem: „SPOWIEDŹ ŚW. KANDYDATA.” W tym momencie śpiew w kościele
ucichł, ksiądz pogrążył się w modlitwie i wtedy wyraźnie dało się słyszeć zbyt głośny,
skorpioński szept: „Już nie wiem! Tu mam wpisać? Tu? Gdzie jest napisane
SPOWIEDŹ ŚWIĘTEGO KANDYDATA?” Tata wychylił się z ławki i machając palcem przy
własnym gardle pokazał dziecięciu, że ma być cicho, ten jednak niczego nie
zauważył i dalej, trochę zbyt głośno dywagował: „A spowiednik to ja, co nie? Bo
przecież ja się spowiadam, to jestem spowiednikiem.” Na to z ławki z przodu
odwrócił się najbardziej niezadowolony z wycieczki na rekolekcje Młodszy Skorpion Sztabowy i
syknął: „Tak, spowiednik to ty, sam się możesz wyspowiadać i sam sobie daj rozgrzeszenie.”
Rodzicielka schowała czerwone lico w dłoniach i Bogu
dziękowała, że ceremoniał nakazał klęknąć w tym momencie. Tacie oczy zaszły
mgłą. Młodszy, jako że był bliżej otrzymał jaskółkę w łeb, Starszy uszedł, pomimo,
że Tata rzucił się w bok i siłą odrzutu miał nadzieję dosięgnąć chudzielca, jednak
nie pokonał przeszkody w postaci Rodzicielki, która mu stanęła bezwiednie na
drodze (siedząc między nim a pierworodnym).
Tego dnia nic się nie udało. Nawet - zaplanowany na ten dzień występ kabaretu Dno - przełożono na następny dzień. Kabaret w kościele wystarczył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz