Drugą.
Dwa lata temu pozbyła się bowiem ciężaru,
który towarzyszył jej od z goła 15 lat. I który został laparoskopowo usunięty z
jej trzewi, wraz z tak zwanym pęcherzykiem żółciowym.
Były to oczywiście cztery okazałe
kamienie nieszlachetne.
Wspomnienia tego dnia, tego
okresu wiążą się jednak nie tylko z ulgą i pozbyciem się obciążenia, ale też z
przykrym i bolesnym (miejscami) kontaktem ze służbą zdrowia.
Rodzicielka – jak już wspomniała
– kamienie w pęcherzyku żółciowym nosiła prawie dwa dziesięciolecia. Raz na
jakiś czas dawały o sobie znać, ale nie były to dokuczliwe czy nieznośne
bolączki. Dało się żyć. Jednak z końcem 2011 roku pojawiła się możliwość
dłuższego zatrudnienia, toteż doprowadzenie pewnych spraw do KOŃCA wydało się
dobrym pomysłem. Zgłosiła się tedy Rodzicielka do lekarza – polecanego szeroko
w Internecie i wśród grona znajomych – chirurga, z którym ustaliła datę
egzekucji.
Po tej wizycie kamienie jakby
piorun strzelił. Jakby co najmniej spodziewały się rychłego KOŃCA. Zrazu
spokojniej, z czasem coraz bardziej wzmagały swą aktywność, by w końcu na dwa
tygodnie przed zabiegiem dać czadu. Czad i zadymienie jakie wywołały, zmusiły
Rodzicielkę, tudzież Tatę, zamieszanego w sprawę siłą rzeczy, do odwiedzania
raz na jakiś czas przybytku zwanego Pogotowiem Ratunkowym, a na koniec także
Oddziału Ratunkowego w Szpitalu Miejskim.
Trzeba wiedzieć, że boleści
związane z przytykaniem przez kamienie dróg żółciowych (tak to jakaś mądra
osoba w szpitalu określiła) wiązały się u Rodzicielki z bardzo nieprzyjemnym
uczuciem fatalnego ucisku, upierdliwego kłucia i piekielnego pieczenia w
okolicy zamostkowej, które były tak silne, że raził nawet stanik dotykający
ciała w tym miejscu. Bólowi towarzyszyło uczucie mrowienia w nogach i rękach,
mdłości i nagłe, ogólne osłabienie.
Ale do rzeczy.
Na pogotowiu było spokojnie,
raczej wszyscy spali, pomimo godziny 21.30. Spał również lekarz, który
Rodzicielkę przyjął i bez dotykania, badania, zbędnego gadania, pytania o
cokolwiek podawał pacjentce Apap i No Spa i kazał leżeć na leżance, aż ból
minie. No co… humanitarnie. Przed kolejną wizytą na pogotowiu Rodzicielka brała
więc Apap i No Spę zawczasu i informowała o tym lekarza, więc wizyta
ograniczała się tylko do leżenia na leżance i liczenia nalepek poprzyklejanych na mebelkach.
Za trzecim razem śpiący królewicz
odesłał Rodzicielkę do szpitala.
W szpitalu Rodzicielka czekała na
przyjęcie tylko pół godziny, co w związku z bólem, który spowodował wylanie
hektolitrów potu na szpitalny korytarz, i tak było po chrześcijańsku. O pierwszej
w nocy, jakaś potargany byt wprowadził obolałą na ciemną salę Oddziału
Ratunkowego i zostawiła ją przy szpitalnym łóżku, w boksie, otoczonym parawanem.
Tam przez następne pół godziny Rodzicielka kiwała się z głową między kolanami,
czekając na przyjście zbawienia. Ale zbawienie nie nadchodziło. Wtedy jakiś impuls,
instynkt jakiś pchnął Rodzicielkę do rozpoczęcia żałosnego koncertu, zawodzenia
i jęczenia, które dusiła w sobie od około półtorej godziny. To dało w końcu
rezultat. Przyszedł do niej mały człowieczek i wypytał ją o wszystko. Jego mina
świadczyła dobitnie o tym, że widział w życiu niewiele cierpiących ludzi. Raz
nawet zapytał znienacka: - Naprawdę tak panią boli??? - Nieeeeee!!!!!!!! –
zawyła w myślach Rodzicielka – Przyszłam obejrzeć glazuuuuuureeeeee!!!
Po rozpytaniu człowieczek zniknął
na czas jakiś, ale kiedy kobieta zamierzała ponownie swój koncert rozpocząć,
przyszła pielęgniarka, kazała położyć się chorej na łóżku i założyła wenflon,
przez który zaraz podała - zdaje się - pyralginę.
W ciągu kolejnych kilku minut lek
zaczął działać, wspólnie z Apapem, No Spą i 4 tabletkami Ibupromu, które
Rodzicielka wzięła w drodze między domem, a łóżkiem szpitalnym. Kiedy już ból
osłabł i kobieta oprzytomniała trochę dotarło jej uszu to co działo się na owym
oddziale.
Pierwsze były śmiechy, które
docierały z dwóch pokojów naprzeciwko boksów. Następnie ujrzała, że w boksie
stoi drugie łóżko, a na nim podłączona do kroplówki zielona istota, równie
mocno spocona co nasza bohaterka. Istota patrzyła na Rodzicielkę szklanymi
oczami i nie odpowiedziała ni gestem ni słowem na zaskoczone Dzień dobry. Potem
uwagę kobiety zwrócił głos, czy raczej szept, który dobiegał z innego boksu.
Leżała tam kobieta w podeszłym wieku, babcia taka, która coś szeptała. Poprzez
śmiechy i okrzyki, które dobiegały z pokoju pielęgniarek Rodzicielka wyłuskała
słowa: Znowu przyszedłeś… dawno nie byłeś… co poradzić… już pora na mnie...
W pewnym momencie między pokojami
dało się słyszeć stłumiony łoskot, potem drzwi otworzyły się z hukiem, wypadł z
nich młody mężczyzna w białym fartuchu, za którym pędziły w swych zmysłowych
chodakach dwie pielęgniarki.
- Łap go!!! – krzyknęła druga.
Mężczyzna ukrył się w jakimś pomieszczeniu
i zatrzasnął drzwi. Kobiety dopadły do nich i zaczęły szarpać za klamkę,
krzycząc Otwórz!!! Hałas był taki, że zielona istota z boksu Rodzicielki
wychyliła swe szklane oko zza parawanu, a babcia ucichła. Rodzicielka miała
widok jak w loży, bo wszystko działo się jakby naprzeciw jej łóżka.
Kiedy klamka od drzwi nie
puściła, kobiety wpadły na pomysł, żeby wejść do pokoju innymi drzwiami.
Ruszyły w stronę korytarza, gdzie stało, siedziało i leżało na ławce sporo oczekujących
na pociąg ludzi. Jednak zanim przez nie wybiegły zaryglowane drzwi otworzyły
się i młody kitel – wykazując odrobinę sprytu i minimum zwinności – podjął
próbę ucieczki. Na darmo. Cztery, zaopatrzone w czerwone pazury ręce, chwyciły
go za wykrochmalony fartuch i wciągnęły w czeluści pokoju pielęgniarek.
Następnie huknęły drzwi i słychać już było tylko przygłuszone dźwięki.
- Paranoja. – mruknęła
Rodzicielka, ale nikt jej nie przytaknął. Szklane oczy zielnej istoty patrzyły
tępo w sufit, a babcia… może już poszła za dziadkiem.
Po powrocie do domu Tata – jak
zwykle uroczo – zapytał:
- Kurwa, co tam się
działo?!?!?!????
Tą noc pamiętam i chyba nigdy nie
zapomnę.
To dla potomnych. Wierzę, że
nasze wnuki kiedyś pokręcą tylko głowami, bo wyda się im to nieprawdopodobne.
Miłe wspomnienia, zaznaczam jednak że sytuacja w służbie zdrowia sie nie poprawia ale pogarsza
OdpowiedzUsuń