2008-02-20

ADHD

Młodszy Skorpion Sztabowy ze względu na nadpobudliwość, objawiającą się:

- skakaniem po meblach,
- turlaniem się po wszelkich dostępnych płaszczyznach,
- obijaniem się od ścian, drzwi, okien oraz wszelkich możliwych pionów,
- ciągłym gadaniem, paplaniem, szczebiotaniem i śpiewaniem bez zachowania granicy głośności,

oraz problemami ze snem, które objawiają się:
- gadaniem nocnym,
- ruchami rąk i ust symulującymi jedzenie chipsów,
- odczuwaniem sennych kontuzji i alarmowaniem całego bloku o tychże,
- przychodzeniem do mamy, do łóżka każdej nocy o godzinie 1:38;

a więc z tych wszystkich powodów, Młodszy został skierowany do lekarza neurologa, który zaliczył Młodszego do grupy dzieci z ADHD.

Zapytany przez brata, a poinstruowany wcześniej przez mamę czym jest ADHD, stwierdził, że
MA ROBAKA, KTÓRY KAŻE MU BIEGAĆ.
Jakby nie patrzeć – prawda.

Młodszy otrzymał górę homeopatycznych kuleczek, które mają działać na niego uspokajająco. Przy czym pierwsze mają ułatwić zasypianie, drugie ograniczyć odbijanie się od płaszczyzn oraz turlanie, a trzecie – położyć kres jedzeniu chipsów przez sen.

O kuleczki Młodszy domaga się sam każdego wieczora, dumnie celebrując spożywanie leku, nadając każdej kuleczce nazwy i odróżniając smaki – od pomarańczowego po naleśnikowy.

Jak dotąd leki nie zredukowały objawów chorobowych, natomiast dodatkowo (nie wiem czy potrzebnie) wzmogły zachwyt Młodszego nad zdobyczami medycyny naturalnej, który co rano, o 7-mej , wita mamę niczym skowronek – U NIEJ W ŁÓŻKU – następującymi słowami:

MSS: Kurcze mamo, ale się wyspałem. Te kuleczki są niesamowite.
R: Właśnie widzę… :/
MSS: Naprawdę. Pomagają mi. Pomagają mi kuleczki i to, że z tobą śpie.


No nic. Poczekamy. Homeopatia działa powoli, ale jak już zadziała… to ho ho…
Rodzicielka ma nadzieję, że jak nie zadziałają, to na pewno zadziała efekt placebo, bo Młodszy wierzy w kuleczki, jak w świętego Mikołaja.

Opóźnione działanie leków można było odczuć i usłyszeć wczoraj, podczas dwugodzinnego oczekiwania na wizytę u innego lekarza.
Oprócz ślizgania się po korytarzu, turlania, odbijania od ścian jak mucha w słoiku, policzenia wszystkich gum przyklejonych do siedzeń w poczekalni, przeczytania na głos i zinterpretowania po swojemu wszystkich haseł na plakatach wiszących na ścianach, wytarcia klamek przy wszystkich dwudziestu drzwiach, które się tam znajdowały, zapukania do przynajmniej połowy, Młodszy postanowił rozruszać smętne, poczekalniane towarzystwo arią operową odśpiewaną na całe gardło w czasie korzystania z toalety, która znajdowała się akurat w połowie korytarza.

Szpitalny wystrój poradni – kafelki, niedomykające się drzwi WC, olejne lamperie – sprawiły, że pogłos niósł się jak w Operze Leśnej w czasie Festiwalu Piosenki.

Na koniec Młodszy ucichł, po chwili dał się słyszeć odgłos dość dużego wysiłku, następnie głośne chlupnięcie i na deser okrzyk mojego samodzielnego dziecka:

MSS: Mamoooooo… tutaj w kiblu nie ma papieruuuuu…

Poczekalnia zadrgała w tłumionym chichocie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz