2008-02-25

Pierwszy dzień po feriach

Wczoraj, dla poprawy krążenia i zapewnienia potomstwu lepszego snu ostatniej nocy przed szkołą, Tata zabrał rodzinę na spacer po lesie. Pogoda była piękna, słonko przygrzewało, ptaszki śpiewały, a wokół roztaczała się woń lasu i nagrzanych słońcem psich kup, które na naszej ścieżce mnożyły się w zaskakującej ilości. Dla Starszego Skorpiona Sztabowego, pomykającego na odrdzewionym po zimie rowerku komunijnym, nie była to żadna przeszkoda. Zgrabnie omijał przeszkody urządzając sobie slalom miedzy licznymi bobkami. Młodszy Skorpion Sztabowy zwyczajowo narzekał na brak górek, z których można by zjechać bez pedałowania, by w końcu całkowicie stracić chęć do przejażdżki, uskuteczniając przy swoim wehikule znany wszystkim trick pod tytułem „koń kuleje”.

W sumie trudno się dziwić, gdyż wycieczka ze spaceru przerodziła się w podróż w nieznane, a sam przewodnik został przyłapany kilkakrotnie na pełnym zdziwienia rozglądaniu się po okolicy, najwyraźniej nie mogąc się zdecydować, którą z tajemniczych ścieżek wybrać.

Po dwóch godzinach dość szybkiego marszu kompania dotarła do obrzeży cywilizacji i z ulgą przycupnęła na murku, ocierając pot z czoła i masując obolałe kończyny.

Na pocieszenie wszyscy zostali wyposażeni w loda marki „Big Milk” i litr płynu, które zrekompensowany żale i zaspokoiły roszczenia.

Dziś rano Klony zostały zerwane z łóżek o godzinie 6:3o by pozostawić im więcej czasu na rozruch, co początkowo spotkało się z protestem, objawiającym się jękami i jedną syreną alarmową. Natomiast po pół godzinie, kiedy bractwo obmyło się z resztek snu, zostało nakarmione i przyodziane, gromko wyraziło aprobatę dla pomysłu rodzicielki wczesnego wstania, ponieważ fakt ten pozwolił na godzinną zabawę i oglądanie ulubionych Brainiaków.

O godzinie 7:45 na komendę wymarszu żale już nie były tak przytłaczające. Jedynie Młodszy Skorpion Sztabowy podjął próbę negocjacji i patrząc na mamę wzrokiem dwumiesięcznego Kokiel Spaniela wyszeptał pytająco:

- MUCHEEEE ???

Na zdecydowaną odpowiedź zwiesił łepek, zażądał od brata schwycenia za rękę i tak objęci, z minami straceńców pomaszerowali w stronę jednostki edukacyjnej.


* * *

Tego samego dnia.

¾ rodziny w składzie Rodzicielka i Klony jadą autem w stronę miasta.
Młodszy powtarza wiersz, którego miał się nauczyć na pamięć.
W pewnej chwili słychać:

MSS: O MUCHA !!! MAMO TU JEST MUCHA !!!

I po chwili:

MSS: OOOOOOOO !!!
R: Co się stało?

Cisza.

R: Hej tam z tyłu. Co z tą muchą? Zjadła cię?

Cisza.

Cisza.

Cisza.

MSS: Przepraszam mamo, że się nie odzywałem, ale modliłem się do Pana Jezusa i pytałem go czy mi wybaczy, że zabiłem muszkę.

...a mamy już za sobą przyjaźń z inną muchą, której dzieci nadały imię Emilka i karmiły, trzymając w zamknięciu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz